wtorek, 30 stycznia 2018

Jarosław Kamiński „Tylko Lola” Ocena 5/6



NIE TYLKO LOLA
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. W ogóle nie zapowiadało się na jakiekolwiek emocje. Jarosław Kamiński rozpoczął swą powieść tak, jakby nie zależało mu na przyciągnięciu uwagi czytelnika. Gorzej, wyglądało to tak, jakby forma miała zdominować treść. Na szczęście bardzo szybko okazało się, że irytujący początkowo chaos stylistyczny został zredukowany do niezbędnego minimum, i że to nie tylko zabieg formalny mający na celu zwrócenie na powieść uwagi krytyków przedkładających tak zwaną oryginalność nad przekazywane treści, ale świadomy zabieg artystyczny, oparty na solidnych, uzasadnionych podstawach. Jedna z dwóch narratorek jest osobą z głębokim urazem psychicznym, „po przejściach”, ma więc prawo wypowiadać się w sposób nie do końca kontrolowany. Kiedy odkrywamy tę prawdę rozchwiana narracja przestaje drażnić, akceptujemy ten styl, zdając sobie sprawę, że to najlepszy sposób, aby emocje, które targają bohaterką mogły zostać uzewnętrznione.

Jarosław Kamiński zastosował najprostszy przepis na dobrą powieść obyczajową: weź ciekawych bohaterów (młoda ambitna kontra dojrzała zgorzkniała), opowiedz ich ciekawe historie (jak znaleźć pracę w telewizji w latach sześćdziesiątych i jak się w niej utrzymać w kontekście nie tylko politycznych nacisków, ale też zawiści współpracowników), umieść wszystko w ciekawych czasach (wojna w Hiszpanii w 1936 roku i nagonka na Żydów w Polsce w 1968 roku) i dobrze wymieszaj. Żeby jednak efekt był satysfakcjonujący potrzeba jeszcze zachować odpowiednie proporcje, i w tym przypadku intuicja autora sprawdziła się doskonale.

Historie dwóch kobiet które na pozór dzieli wszystko: wiek, pochodzenie, temperament splatają się harmonijnie, a śledzenie ich losów i odkrywanie tajemnic daje dużo satysfakcji. To powieść, która hipnotyzuje czytelnika, zasysa do swojego świata tak, że aż szkoda go opuścić.

Dajcie się wciągnąć.

wtorek, 9 stycznia 2018

Maciej Ślużyński „Przypadkowy detektyw” Ocena 2/6



ZNACIE? TO POSŁUCHAJCIE
„Jak wytknął mi kiedyś wierny przyjaciel, moje pomysły mają wszelkie zalety, poza oryginalnością. Taki już mój los.” Kurt Vonnegut, „Losy gorsze od śmierci”.

Ten cytat powinien właściwie wystarczyć za recenzję.

Schronisko górskie zasypane lawiną i odcięte od świata. Morderstwo i kilku podejrzanych, których liczba zdecydowanie zbyt szybko redukuje się do dwóch. Ledwo naszkicowane postaci bohaterów, a przecież każdy z nich mógłby mieć jakąś tajemnicę, która byłaby motywem morderstwa. Jedynie o narratorze dowiadujemy się czegoś konkretnego, ale on akurat, ze względu na przypadkową obecność na miejscu zbrodni od początku jest poza podejrzeniem. Długi, nudny, niepotrzebny wstęp. Monotonny środek. Naciągany motyw zabójstwa. Zakończenie do bólu przewidywalne, no bo skoro podejrzanych jest tylko dwóch i początkowo wszystko wskazuje na jednego…

Rozumiem, że pisać każdy może, ale czy naprawdę musi? „Nie byłbym gorszym poetą niż Słowacki, żebym tylko miał coś do powiedzenia” – to cytat z Tuwima, niedosłowny, z pamięci. I Vonnegut, i Tuwim tylko się przekomarzali z czytelnikiem. Maciej Ślużyński powinien wyrecytować powyższą złotą myśl z powagą. Śmiertelną.