poniedziałek, 24 lutego 2025

Anna Potyra „Potwory” Ocena: 4-/6

POPRAWNOŚĆ PERFEKCJONISTY

Ta książka jest jak praca domowa prymusa, któremu bardzo zależało, żeby dobrze wypaść.

Rzadko ostatnio pozwalam sobie na ryzyko poznawania nowych polskich autorów, bo ci, o których robi się głośno, im bardziej stają się popularni, tym szybciej obniżają loty, a ci, o których nic nie słychać, a powinno być, są coraz trudniejsi do namierzenia.

Anna Potyra została mi polecona, ale ponieważ ostatnio stosuję zasadę ograniczonego zaufania, podeszłam do pisarki bez większych oczekiwań, ale też bez uprzedzeń. Rozczarowania nie było.

Potyra jest perfekcjonistką. Pisze bardzo poprawnym językiem, realia, które odtwarza są dobrze zdokumentowane, nie robi błędów rzeczowych, czuję, że autorka wie o czym pisze.

Pisarka bardzo precyzyjnie prowadzi dwuwątkową narrację, a oba wątki, mimo że początkowo wydają się odrębne, bardzo ładnie się uzupełniają. Jeden z nich dotyczy pedofilii, i chociaż mam przesyt tym tematem, widząc jak solidnie autorka potraktowała tę sprawę, nie marudzę.

Intryga jest również dobrze zapętlona. Widać, że nie została wymyślona na kolanie, bo terminy gonią i trzeba wymyślić zakończenie.

Mam tylko pewien problem z postaciami detektywów. Jest ich trójka i wszyscy są bardzo poprawni. Aż za bardzo. Nie da się ich nie lubić, ale emocji większych nie budzą.

Jeśli miałabym się czegoś czepiać, to dwóch rzeczy, jednej drobnej, drugiej istotniejszej. Nie wiem po co morderca podał ofierze środek obezwładniający (autorka nie wyjaśnia, jak to się odbyło), ale na to mogę przymknąć oko. Nie do końca przemawia do mnie jednak sposób działania przestępcy. O ile motyw zemsty dokonanej pośrednio, cudzymi rękami jest bardzo przekonujący, to samo wykonanie już niekoniecznie. Wykorzystanie pomocnika w tak niecny sposób (żeby nie spoilerować), nie mieści się w ramach psychologicznych tej postaci. No chyba, że jest to regularny psychol, ale to nie ten przypadek. Nie zabija się wujka po to, żeby ciocia miała wyższą rentę. Raczej. Tak w uproszczeniu. No chyba, że ktoś ma w głowie coś nie tak.

Ale to tylko moje nałogowe czepialstwo. Pomysł dobry, tylko coś nie do końca z nim zaskoczyło. I tak przeczytam jeszcze jakąś książkę Anny Potyry, bo naprawdę ze świecą szukać drugiego takiego autora, który traktuje poważnie swojego czytelnika.

Już po przeczytaniu książki odkryłam, że zaczęłam od drugiego tomu serii, a nawet tego nie zauważyłam. Dla mnie to duża zaleta.

 

2 komentarze:

  1. Tej nie czytałem... Ponieważ kryminałów już nie kupuję, a w mojej miejskiej bibliotece dostępna jest tylko debiutancka pozycja Anny Potyry ,,Pchła,, , która była bardzo dobrym i dojrzałym debiutem, mogłem się tylko domyślać, że autorka z powieści na powieść pisze coraz lepiej. Gdy jeszcze w ,,Do Rzeczy,, przeczytałem dobrą recenzję Krzysztofa Masłonia dotyczącą najnowszej książki Potyry pt. ,,Ofiara,, i podjętym w niej tematem, złamałem zasadę i kupiłem ten kryminałek. Niestety, wielkie rozczarowanie, bo nie dość, że ,,to dziełko,, napisane jest chaotycznie, naiwnie i wypełnione papierowymi postaciami, które tylko udają pełnokrwistość, a sama autorka jakby cofa się w pisarskim rozwoju, to jeszcze zmarnowany został ciekawy temat. Jedna rzecz jest tam tylko doskonała, to sama intryga czyli zemsta za którą ma zapłacić dawny oprawca, a tutaj ten, który ma być ofiarą, reszta jest do zapomnienia. I żeby nie był to wpis jałowy, to polecę, bo książka też dotyczy porwania, James Hadley Chase i jego ,, Nie ma orchidei dla panny Blandish,, . Zresztą, można przeczytać i obie te pozycje, a wtedy jak na dłoni będzie można dostrzec czym różni się zawodowiec od amatora...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te zamierzchłe czasy, kiedy autorzy rozwijali się z książki na książkę już nie wrócą. Teraz wydawcy zmuszają do pisania na akord, a autorzy powinni pracować we własnym tempie. Jedni potrzebują mniej, a drudzy więcej czasu.
      Intryga w tej książce Potyry jest dobrze przemyślana, na pewno wymagała dużo czasu. Może przy kolejnej książce już tego czasu zabrakło.
      A na opinie tak zwanych poważnych recenzentów już się nie nabieram, po entuzjastycznej recenzji Czechowicza bardzo słabej książki Małysy.

      Usuń