czwartek, 31 sierpnia 2017

Iwona Banach „Szczęśliwy pech” Ocena: 1/6



„KARTKA Z DZIEJÓW LUDZKOŚCI”
Powyższy tytuł nie musi wam nic mówić, ale wiersz Tuwima tak właśnie zatytułowany słyszeliście na pewno, chociażby w postaci piosenki śpiewanej przez Grzegorza Turnaua:
„Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.”

Tuwim w kilku zdaniach mieszczących się na jednej stronie streścił to, na co Iwona Banach potrzebowała aż całej powieści. Zapewniam – zrobił to i lepiej, i dowcipniej.

Słuchałam audiobooka w samochodzie i ledwo zdzierżyłam do końca podróży (na szczęście, tym razem podróż była krótka). Zaledwie godzinne wysłuchiwanie dialogów „miejscowej idiotki” zasługującej ze wszech miar na przyznanie nagrody Darwina (za eliminację swoich genów z puli genów ludzkości) „z tutejszym kretynem” spowodowało takie nadwątlenie mojego zdrowia - ból zębów (ze zgrzytania, jak można być takim durniem) i palpitację serca (jak można kazać ludziom płacić za słuchanie/czytanie takich koszmarnych bzdur) - że wyjmując płytę z odtwarzacza poczułam prawdziwą ulgę.

Niektórzy twierdzą, że książka jest dowcipna. Ja chyba mam inne poczucie humoru. Być może niektórych czytelników bawi naśmiewanie się z ludzi niepełnosprawnych umysłowo (a więc pokrzywdzonych przez los), ja nie uważam, żeby należało to do dobrego tonu.

Złych książek przeczytałam już wiele, jednak dopiero ta naprawdę mną wstrząsnęła. Najbardziej przerażające okazało się jednak nie to, że książka opowiada o ludziach tak przerażająco głupich. Prawdziwą trwogę budzi notka od wydawcy, zachęcająca do jej przeczytania. Otóż książka zdobyła główną nagrodę w konkursie literackim (!) wydawnictwa „Nasza Księgarnia”. Chyba na konkurs wysłano tylko tę jedną powieść.

Żeby zanurzyć się „w opary absurdu” lepiej jednak zajrzeć do Słonimskiego i Tuwima. Czytajcie Tuwima, kochani. Zamiast.

piątek, 25 sierpnia 2017

Camilla Grebe, Paul Leander-Engström „Handlarz z Omska” Ocena: 2/6



ROSJA CZYLI SZWECJA
Nazwiska autorów „Handlarza z Omska” odnotowuję tylko dlatego, żeby pamiętać o tym, aby już do nich nie wracać.

Książka jest pod każdym względem przeciętna. Śledztwo toczy się ślamazarnie, temat zgrany, żadnych zwrotów akcji, nachalne przesłanie, zakończenie do bólu przewidywalne – przecież każde dziecko wie, kto tak naprawdę musi stać za nielegalnym handlem bronią w Rosji. Ot, taki sobie kryminał klasy B, nie wiadomo po co tłumaczony na polski, może w pakiecie było taniej. Przekonanie wydawców, że w Polsce jest literacka pustynia i każdy Szwed się sprzeda chyba jednak nie przynosi dobrych wyników biznesowych.

W tej książce najgorsze jest jednak to, że para Szwedów bierze się za opisywanie rosyjskiej rzeczywistości i robi to tak, jakby Rosja niczym się nie różniła od reszty Europy. To nic, że spędzili tam parę lat, skoro niczego się nie nauczyli. Akcja tej powieści mogłaby się toczyć wszędzie. Zawsze będą dobrzy i źli policjanci, korupcja na szczytach władzy, konflikty w rodzinie. Obserwowanie rosyjskich realiów ze stołka w zachodniej ambasadzie lub z perspektywy bossów zachodnich korporacji siłą rzeczy nakłada klapki na oczy. O Rosji powinni pisać albo Rosjanie, albo ludzie, którzy potrafią patrzeć. Autorzy nie należą ani do jednych ani do drugich. Szkoda czasu.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Nina Majewska-Brown „Grzech” Ocena: 4/6



TRUP TO ZA MAŁO
Nina Majewska-Brown wystawia cierpliwość czytelnika na ciężką próbę.

Niektórym pisarzom wydaje się, że jeśli rzucą trupa w pierwszej scenie, to tym prostym zabiegiem czytelnik już na zawsze zostanie złapany i dalej nie ma po co się wysilać, żeby utrzymać jego uwagę, bo przecież jakoś to będzie. Dobrnęłam do połowy książki (kiedy wreszcie coś zaczęło się dziać) tylko dlatego, że powieść obyczajowa, którą autorka starała się zatuszować rzeczonym trupem w prologu zaczęła się dość obiecująco rozwijać. Wiarogodnie opisany konflikt matki i nastoletniej córki, dylematy zahukanej dziewczyny z prowincji, która marzy o innym życiu, wsiowa królewna w starciu z rzeczywistością – widać, że autorka potrafi uważnie obserwować świat i barwnie go opisywać. Pojawiła się też tajemnica, a jakże obyczajowa – adopcja – wyda się, czy też nie - która już sama w sobie wystarczyłaby na najważniejszy wątek powieści. Ale przecież ten trup na początku…

Pierwszy raz mam taki kłopot z oceną książki. Z jednej strony nieporadność dramaturgiczna mocno irytuje, z drugiej jednak - autorce udało się to, o czym o czym polscy autorzy kryminałów mogą często tylko pomarzyć – napisać takie zakończenie, że czytelnik długo nie może się podnieść, bo tak mocno został wciśnięty w fotel. Za podobną akcję Agata Christie o mało nie została wyrzucona z gildii autorów kryminałów. Spokojnie – tylko podobną i tylko formalnie, a nie merytorycznie - niczego nie zdradzam, bo wielbiciele Agaty na pewno domyśliliby się o co chodzi. Zaskoczenie jest tak samo duże i tak samo powoduje opór czytelnika. Ale od tego właśnie są prowokacje, mają zamieszać i wstrząsnąć. To akurat autorce doskonale się udało.

I cóż ci w tej sytuacji doradzić, drogi czytelniku? Czytać? Nie czytać? Chyba jednak uzbroić się w cierpliwość i czytać. I samemu ocenić, czy było warto.

wtorek, 15 sierpnia 2017

Monika Mostowik „Patrzę” Ocena: 6/6



DRZAZGI
W wakacyjny czas trudno się zabrać za niewakacyjną lekturę. Skąd wiedziałam, że najnowszy zbiór opowiadań Moniki Mostowik będzie „niewakacyjny”? Jeśli zwleka się z napisaniem kolejnej książki kilka długich lat, nie może to być lektura do czytania na plaży. Wystarczyło zresztą zerknąć na pierwszy akapit i już wiadomo było, że do tej książki trzeba się będzie solidnie psychicznie przygotować. „Patrzę. Może się czasem wydawać, że patrzę, a nie widzę, ale od tego mam aparat. Potem wszystko się okazuje i widzę, nawet to, co umknęło mi za pierwszym razem, w tamtej chwili. Patrzę, czasem przez łzy, bo to wszystko jest takie wzruszające; widzę jakby więcej niż oni, bo jestem z boku, bo patrzę.” Intuicja mnie nie zwiodła.

Autorka każdym zdaniem swojej książki sięga czytelnikowi do trzewi. Kobiety Moniki Mostowik cierpią. Z braku miłości lub z nadmiaru miłości, z powodu natłoku wspomnień lub ich braku, bo dążą do perfekcji, mając świadomość, że nigdy nie da się jej osiągnąć. To jest jednak ten gatunek cierpienia, które nie uszlachetnia tylko sprawia, że życie staje się tak nieznośne, że ze wszystkich sił wątpimy w jego sens.

Każda z bohaterek opowiadań Moniki Mostowik (bo to wyłącznie kobiety) nosi w sobie jakąś butwiejącą drzazgę. „Lepiej jest założyć, że każdy ma jakąś drzazgę i obchodzić się z człowiekiem ostrożnie, próbować ją odkryć a nawet wyjąć, niż udawać, że każdy jest normalny i wiedzie najzwyklejsze na świecie życie. Taka drzazga jednak może być bardzo niebezpieczna. Wyjęcie jej może spowodować krwotok, dlatego to nie takie proste się jej pozbyć, czasem trzeba z nią żyć, mimo infekcji, która powoduje, aż trzeba amputować całą kończynę, i tak czy owak zostajesz kaleką”.

Kobiety Moniki Mostowik zostały zwichrowane przez los. Ich historie trafiają do serca tak mocno i poruszają tak bardzo, że miałoby się ochotę wszystkie je przytulić, jeżeli to choć trochę pomogłoby im w życiu.

Na opowiadania Moniki Mostowik musicie przeznaczyć dwa razy więcej czasu, niż na przeczytanie każdej innej książki. Prawie każdy akapit wywołuje w czytelniku jakąś prywatną refleksję. Nie można się nie zatrzymać, trzeba odłożyć książkę na bok i odpłynąć myślami w osobiste rewiry, szczególnie jeśli jest się czytelnikiem rodzaju żeńskiego.

Czytając opowiadania Moniki Mostowik zostaniecie przeczołgani emocjonalnie bardziej, niż rekrut Legii Cudzoziemskiej. Nie uciekajcie jednak przed tym wyzwaniem. To jest ten rodzaj doświadczenia, za które w końcu, kiedy otrząśniecie się z traumy, będziecie naprawdę wdzięczni. Katharsis na pewno nadejdzie, chociaż długo trzeba będzie poczekać.

Kiedy ponad rok temu zachwycałam się książką Radki Franczak „Serce”, nie przypuszczałam, że moje zachwyty okażą się prorocze. Powieść została nominowana do nagrody Nike i mam nadzieję, że na nominacji się nie zakończy. Bardzo bym chciała sprawdzić się w roli Pytii również w przypadku Moniki Mostowik. Wy, którzy decydujecie o przyszłych losach pisarzy – czytajcie „Patrzę” i nie dopuście do tego, by przegapić tę perłę.