ZMYŁA CZY OSZUSTWO?
Dopiero co skończyłam „Tak cię straciłam” Jenny
Blackhurst (recenzja z 26 czerwca 2019), a tu wpadam na kolejny angielski
thriller oparty na identycznym pomyśle wyjściowym: kobieta skazana za zabójstwo
nie trafia do więzienia, tylko zostaje umieszczona w szpitalu psychiatrycznym o
zaostrzonym rygorze, a potem się okazuje… Stop! Jeszcze nie pora na spoilery.
Kto tu się kim inspirował? To nie mój problem, na
szczęście, ja tylko zauważam, że oryginalnych pomysłów trochę im na tych Wyspach
brakuje. Mam nadzieję, że wielbiciele literatury brytyjskiej wybaczą mi ten
złośliwy prztyczek per analogiam do polskich autorów, którzy ostatnio masowo
produkują kryminały z bohaterkami udającymi pannę Marple.
To kolejny „osławiony” thriller, na temat którego
mam trochę inne, niż większość czytelników zdanie. Thriller, może i owszem, ale
gdzieś tak od połowy. Dramaturgia nie jest mocną stroną tej książki. Po dobrym,
mocnym wstępie przez długi czas akcji praktycznie nie uświadczysz, za to co
chwila otrzymujemy dywagacje na temat trudnego dzieciństwa bohatera/narratora,
jego długotrwałej psychoterapii i problemach z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich,
zwłaszcza z kobietami, aż do stabilizacji emocjonalnej po ślubie z ukochaną
Kathy. No dobrze, można to przeboleć.
Z prowadzonego przez Theo śledztwa długo nic nie
wynika, lecz gdy w końcu coś zaczyna się dziać, mamy trochę ostrzejszą jazdę, a
finał rzeczywiście rozkłada na łopatki. Mnie też rozłożył. Większość
czytelników zachwyca się właśnie zakończeniem, co do logiczności którego tym
razem zupełnie nie mogę się przyczepić (z wyjątkiem detali, ale o tym później).
Psychologia obydwojga bohaterów nie budzi zastrzeżeń – mieli prawo tak się
zachować, a opisane wydarzenia wydają się prawdopodobne. Dlaczego więc tym
razem narzekam?
Dlatego, że autor dopuścił się oszustwa, w dobrej
wierze, ale jednak. I tutaj wreszcie nie obędzie się bez obiecanego na wstępie
spoilera. Uwaga! Jeśli nie czytaliście tej książki, tu pora się zatrzymać.
Nie chodzi mi tu bynajmniej o chwyt, za który
kiedyś wyrzucono Agatę Christie z Klubu Detektywów (narrator jest mordercą), bo
takie zabiegi szokowały może sto lat temu, tylko o świadome i celowe
wprowadzenie czytelnika w błąd. To nie bohater-narrator nas zwodzi, do czego ma
święte prawo, tylko autor – i to jest nieuczciwe, bo czytelnik nie dostaje
szansy na znalezienie własnego rozwiązania.
Autor wpadł na pomysł, aby ukryć przed czytelnikiem,
że pewne rzeczy nie dzieją się w czasie rzeczywistym. Niektóre wydarzenia są
retrospekcjami, tylko, niestety, czytelnik jest święcie przekonany, że cała
akcja prowadzona jest chronologicznie. I właśnie stąd bierze się całe
zaskoczenie. To nie jest klasyczna zmyła, których musi być wiele w powieściach
tego typu. To jest, niestety, klasyczne oszustwo.
Mam też wątpliwości co do detali. Pacjent po
dożylnym podaniu morfiny w dawce śmiertelnej (takie było założenie) ma raczej
małe szanse, żeby myśleć logicznie przez pół godziny – więc jak Alicii udało
się napisać spójny tekst i jeszcze ukryć pamiętnik tak dobrze, zanim odleciała?
No i skąd Theo wiedział, gdzie jest pistolet, i że w ogóle jest jakiś pistolet,
skoro nigdy nie był w tym domu? Bo wszyscy trzymają pistolety w kuchennych
szafkach?
To jednak tylko detale. Intryga jest na tyle
interesująca, że chociaż bardzo nie lubię być oszukiwana, to chyba jednak dam
autorowi drugą szansę.
Na dodatek, tak od połowy, narracja staje się niespójna i "pozaczasowa". Można mieć wrażenie że autor zgubiła albo wyciął rozdział albo dwa. To poza oszustwem o którym Pani pisze.
OdpowiedzUsuńOcena 3/6 jak najbardziej słuszna i, na pewno, nie jest to żaden "hit".
Od razu zwróciłem uwagę na to, że autor oszukuje. Z tego powodu dziwię się tak wielu dobrym opiniom. Ludzie to jednak mają małe wymagania co do literatury ;)
OdpowiedzUsuńA w kwestii samej historii, po 2/3 Pacjentki pomyślałem, że ich historie są podobne i że Theo może być tym, który ją obserwował. Tylko tłumaczyłem to tym, że to on może być chory, że to jego "zwidy", terapia. Coś jak w Wyspie Tajemnic ;)
Pozdro, dobrze, że nie jestem sam :D
Większość czytających w ogóle nie zwraca uwagi na takie detale. A „Wyspa tajemnic” fajna, przynajmniej w wersji filmowej, bo książki nie czytałam. Pozdro 😉
UsuńMnie zakonczenie w ogole nie zaskoczylo. Co tam bylo zaskakującego? Ktos mnie oswieci? Ksiazke ocebiam 3/6 . Myslalam ze bedzie cos w rodzaju 6 zmyslu. A tu sredniawka
OdpowiedzUsuń