Uprzedzam
lojalnie – to jest książka zupełnie nie z mojej bajki, i z kryminałem ma tyle
samo wspólnego, co „Taniec z gwiazdami”, ale horyzonty przecież poszerzać
trzeba.
Ten rosół jest
strawny tylko dla bardzo wąskiego grona smakoszy (konkretniej: smakoszek).
Jeżeli jesteś
kurą domową, dla której najważniejszą rzeczą w życiu jest dbanie o to, aby
poręcz w twym domu lśniła, a meble nie znały pojęcia kurz - ta książka może być
dla ciebie. Ale wtedy raczej oglądasz „Perfekcyjną panią domu” i zapewne ci to
wystarcza, więc fanaberie bohaterek będą cię tylko irytować.
Jeżeli uszczęśliwianie
własnego męża tyrana zacznie cię jednak w pewnym momencie drażnić, wtedy
sięgniesz po tę książkę z nieco większym zainteresowaniem i może nawet wypijesz
ten rosół ze smakiem.
Jeżeli
natomiast nic cię tak nie wkurza, jak bierność kobiet, które godzą się na quasi
życie, udając, że wszystko jest w najlepszym porządku, żyją w szemranym związku
z człowiekiem, który powinien być najbliższą istotą, a jest największym wrogiem
– wtedy czytając tę książkę zaczniesz, tak jak ja, dostawać palpitacji serca i niecnie
planować, aby przy pierwszej okazji oddać ją na przemiał razem z gazetką z Tesco
z ubiegłego tygodnia.
Dlaczego
dobrnęłam do końca, chociaż wkurzona odkładałam tę książkę parę razy? Otóż otrzymałam
ją w prezencie, a ofiarodawca nie odpuści i niedługo zapyta, co o niej sądzę. Dlatego
przez cały czas miałam nadzieję, że może jednak autorka mnie zaskoczy i będę
mogła powiedzieć o tej powieści coś pozytywnego. Bo to, że bohaterki wreszcie
zrywają ze swoim poprzednim życiem dla nich samych jest oczywiście pozytywne,
ale dla książki już niekoniecznie. Od początku wiemy, że wszystko do tego
prowadzi. W takiej sytuacji autor powinien skupić się na wyjaśnieniu – dlaczego?
Tymczasem wszystkie cztery bohaterki wydają się być wyciosane z tego samego
kawałka drewna. Są tak samo bezbarwne, bierne, a czasami po prostu głupie i
przez to nie wzbudzają empatii. „Sameście sobie winny niebogi w tey mierze”.
Kompletnie nie wierzę, że te smętne nudziary mogły wpaść na taki fajny pomysł z
gotowaniem na golasa (nic nie zdradzam, to jest w streszczeniu na okładce).
Autorka powinna zobaczyć angielski film „Dziewczyny z kalendarza” Nigela Cole’a
(gospodynie domowe pozują nago do kalendarza), to może podpatrzyłaby, w jaki
sposób buduje się ciekawe postaci. Na razie do tej książki nie zachęca mnie
nic.
Już chyba
wiem, dlaczego wolę kryminały. Autor kryminału MUSI wysilić się, żeby
przynajmniej wymyślić intrygę. Autorka „powieści dla kobiet” nic nie musi. Kur
domowych pragnących zmienić swoje życie jest wystarczająco dużo.