ZIMNA RYBA
Już widzę jak się na mnie rzuca z pięściami tłum wielbicieli
tej książki. Wokół same echy i ochy, a ja tu marudzę.
Poprzednią powieść Wojciecha Chmielarza „Cienie” ominęłam z
premedytacją. Nie chciało mi się przypominać o co chodziło we wcześniejszym „Osiedlu
marzeń”, w którym autor uległ serialowej manierze pozostawiania niedokończonych
wątków (patrz recenzja z 15 grudnia 2016). Dlatego z tym większym
zapałem zabrałam się do lektury „Żmijowiska” upewniwszy się, że tym razem nie
będzie żadnych kontynuacji, a książka ma zupełnie inny charakter niż wszystko
to, co autor do tej pory napisał.
Połknęłam tę doskonałą pod względem dramaturgicznym opowieść
praktycznie za jednym przysiadem, czerpiąc z lektury dużo przyjemności. Aż do
zakończenia. Rzeczywiście, mnie również ono zaskoczyło. Niespodziewane pointy w
thrillerach zazwyczaj mnie cieszą, dlaczego więc tym razem ten mechanizm nie
zadziałał? Dlaczego pierwszą reakcją było niedowierzanie – zaraz, i to już
wszystko? Co nie zagrało?
Dojście do źródła niepokoju, zajęło mi trochę czasu. Z
pomocą przyszedł sam Wojciech Chmielarz. W jednej ze scen wydawczyni namawia
bohaterkę do napisania książki opartej na faktach, radząc, że aby pisać, trzeba
czytać, a „Z zimną krwią”, to już w ogóle trzeba przeczytać dziesięć razy.
Zmobilizowana w ten sposób do lektury książki od wielu lat odkładanej na potem,
przeczytałam natychmiast arcydzieło Trumana Capote. Tylko raz, ale wystarczyło.
Dlaczego więc nie zachwycam się tak zręcznie skonstruowaną fabułą?
Ponieważ opisywana sytuacja nie miała prawa się wydarzyć. Jest nieprawdopodobna
psychologicznie, po prostu fałszywa. Żeby jednak wyjaśnić dlaczego tak uważam, nie
da się uniknąć spojlerów, więc lojalnie uprzedzam, że muszę dalej zdradzić, jak
się to skończyło. Jeżeli nie chcecie tego wiedzieć, to jest właśnie ten moment,
aby przerwać lekturę.
Mężczyzna pod wpływem nagłego impulsu (odkrywa rzekomą
zdradę) postanawia zamordować swoją żonę. Przez pomyłkę, zamiast żony zabija
własną córkę. To jest pierwsza rzecz, w którą trudno mi uwierzyć - że nie
rozpoznał, nawet będąc w stanie upojenia alkoholowego, kogo naprawdę atakuje. Że
córka była tak samo ubrana i podobna do matki? Jakoś mnie to nie przekonuje.
Facet podejmuje decyzję, żeby zatłuc żonę, bo poczuł do niej
niepohamowaną nienawiść (sytuacja ekstremalnie emocjonalna), a niechcący zabija
córkę, którą rzekomo kocha najbardziej na świecie. Czujecie tę antyczną
tragedię niczym z „Króla Edypa”? Emocje powinny kotłować się w nim jak w
martenowskim piecu i wychodzić przez skórę wszystkimi porami, a tymczasem mamy
do czynienia z gościem, który zachowuje się jak zimna ryba. Przy pomocy
przypadkowej osoby zakopuje zwłoki i dalej przez cały czas zachowuje się tak,
jak gdyby nic się nie stało. Jakby to wszystko spłynęło po nim, jak po kaczce. Obserwujemy
go przez rok i nie odnajdujemy ani krztyny wyrzutów sumienia. Zero emocji.
Taka sytuacja mogłaby być prawdopodobna tylko w jednym
przypadku, co właśnie opisuje Truman Capote – mężczyzna ma skłonności
psychopatyczne. „U osobników tych występuje poważny spadek poziomu samokontroli
umożliwiający otwartą manifestację prymitywnej przemocy zrodzonej z uprzednich
doznań traumatycznych, obecnie nieuświadamianych”.
A tymczasem, kiedy towarzyszymy bohaterowi w jego codziennym
życiu, nie widzimy ani śladu takich doznań z przeszłości, niczego co mogłoby
pomóc uzasadnić, dlaczego tak uczynił. Do tego przez cały czas przedstawiany
nam jest jako ofiara spisku zazdrosnego rywala, więc, jak każda ofiara budzi
sympatię. Nawet kiedy dowiadujemy się, na czym polegało jego przewinienie –
pieniądze przeznaczone na poszukiwania córki przepuszcza w kasynie – takie
zachowanie potrafimy zaakceptować, ponieważ wciąż mieści się to w granicach
szeroko pojętej normy – po prostu odreagowuje traumę. Dopiero kiedy na samym
końcu dowiadujemy się, że pieniądze posłużyły na opłacenie milczenia świadka
zbrodni, możemy sobie wyrobić na temat bohatera inne zdanie, ale jest już za
późno, bo książka się kończy.
Ponieważ autor nie ukazuje psychiki bohatera od mrocznej
strony, pozostaje nam tylko przyjąć do wiadomości, że w chwili popełnienia
zbrodni zabójca był chwilowo niepoczytalny, co też jest niestety zbyt łatwym wyjściem i nie rozwiązuje problemu. Jeśli jest psychopatą, to w jakim celu
autor postanowił to przed nami ukryć? Rozumiem, że wtedy nie byłoby aż tak
wielkiego zaskoczenia, ale może byłoby prawdziwiej? Jeżeli zaś jest zwyczajnym,
sfrustrowanym facetem, którego raz poniosło, to dlaczego później zachowuje się
jak psychopata wyprany z uczuć? I tak źle i tak niedobrze.
Ponieważ, zgodnie z sugestią Wojciecha Chmielarza więcej
czytam, niż piszę, wyłapuję również w tekście inne drobne niedoskonałości,
które mniej zaawansowanym czytelnikom pewnie nie będą przeszkadzać. Mylny trop
w postaci balangi miejscowych notabli z prostytutkami jest trochę zbyt łatwy,
by traktować go poważnie, ale jakoś spełnia swoją rolę, natomiast wątek z
młodocianymi kochankami po lekturze „Czarownicy” Camilli Läckberg, gdzie
występuje prawie że bliźniacza para bohaterów, zaskoczyć już nie może. To
oczywiste, że Merry jest motorem zła, ale nie może być podejrzana, bo gdy
zaginęła Ada w Żmijowisku jej jeszcze nie było, a miękki chłopak kłamie, żeby
zaimponować dziewczynie.
Tak mi teraz przyszło do głowy, że byłoby ciekawiej, gdyby
Merry pojawiła się w Żmijowisku w tym samym czasie, co Ada, wtedy pole do
wodzenia czytelnika za nos byłoby dużo większe. Zastanawiam się też, czy bohater
nie byłby bardziej wiarygodny (bez rysu psychopaty), gdyby śmierć Ady była
wynikiem spowodowanego przez niego nieszczęśliwego wypadku, a nie omyłkowym,
ale jednak zabójstwem. Albo, gdyby przynajmniej zabójstwo było w afekcie. A nie
było. Nawet najlepszy prawnik nie zdołałby tego udowodnić. Facet poszedł do
lasu, wszystko przemyślał, wrócił i dopiero wtedy sięgnął po siekierę.
Ale nie ma co gdybać. Lepiej poczekać na nową książkę
Wojciecha Chmielarza. Jestem przekonana, że wreszcie pozytywnie mnie zaskoczy.
Tagi: Wojciech Chmielarz "Żmijowisko", Chmielarz "Żmijowisko" recenzja", Chmielarz "Żmijowisko" opinie, żmijowisko spoiler, żmijowisko kto zabił, żmijowisko zakończenie