poniedziałek, 4 lipca 2016

Ilona Łepkowska „Pani mnie z kimś pomyliła” Ocena: 2/6


PANI MNIE Z KIMŚ POMYLIŁA
Od początku coś mi w tej książce nie grało. Trzeba było jednak przebrnąć do końca, żeby odkryć co.
Temat naprawdę frapujący – „zwykła” kobieta zostaje nagle gwiazdą telewizji. Realia środowiska, znając doświadczenia autorki, oddane być powinny z fotograficzną dokładnością. Dlaczego więc, mimo nieustannych aluzji do rzeczywistości i mrugania okiem do czytelnika, że ten to jest ten, a tamten, to tamten mam wrażenie, że jestem oszukiwana? Czego tu brakuje?
Po pierwsze – mam kłopot z główną bohaterką. Autorka z tak wielkim doświadczeniem filmowym powinna wiedzieć, że bohater musi przejść jakąś przemianę. A tymczasem Joanna Malicka jest tak samo pozytywnie nudna na początku, jak i na końcu. Słodki, sympatyczny bohater zawsze jest podejrzany. Oczywiście, okoliczności się zmieniają, ale nie osoba, która od początku wie, czego chce i w końcu cel ten osiąga, chociaż przez cały czas będzie narzekać na prowadzące do tego celu metody. Przy okazji zostaje mocno przeczołgana, stres ją zżera i popełnia dużo błędów. Ale przecież to jasne, że trzeba ponieść jakieś koszty, żeby zarobić tyle kasy. Nie wiedziała o tym? No chyba nie myślała, że będą jej płacić pięćdziesiąt tysięcy miesięcznie za piękne oczy?
Po drugie – nie ma wyrazistych, drugoplanowych postaci. Najczęściej pojawiająca się w powieści córka – nastolatka jest tak cukierkowa, mądra, wyrozumiała i bezkonfliktowa, że żaden rodzic dziecka w tym wieku nie uwierzy, że takie okazy jak Misia się w przyrodzie zdarzają.
Po trzecie – nie ma antagonisty. To zarzut do Łepkowskiej – scenarzystki. Pisarzowi bez doświadczenia filmowego w ogóle bym tego nie wypominała, ale scenarzysta z takim doświadczeniem nie powinien popełniać podstawowych błędów. Bardzo by się przydał ktoś, z kim bohaterka mogłaby wejść w poważny konflikt, ale nie znajdujemy nikogo takiego w jej otoczeniu.
Kompletnie niewygrany jest również temat stosunków panujących w instytucjach, które dają sławę, gdzie każdy pod każdym dołki kopie. A w firmie Joanny - sielanka. Przez siedem lat nikt Malickiej nie próbuje wygryźć, chociaż odnosi sukces za sukcesem, nikt na nią nie donosi do prezesa. Hej, czytelniku, czy w to wierzysz? Podpowiem – nie ma takiej opcji. Autorka aspekt ten jednak dyplomatycznie przemilcza. A szkoda. Może by to trochę ożywiło tę książkę. Zamiast odzwierciedlania realiów Łepkowska woli pakować bohaterkę w „romantyczną” aferę, która robi z sympatycznej postaci – totalną idiotkę.
I wtedy zupełnie przestaję ją lubić. Kiedy widzę osobę, której głównym problemem jest reklamowanie zupy z kalafiora w bazarowych ciuchach, których z własnej woli nigdy by nie założyła, a potem tę samą osobę cierpiącą z powodu sesji zdjęciowej w luksusowych wnętrzach i kreacjach od najlepszych projektantów, bo przecież tak naprawdę, to ona czuje się skromną kobietą, to przepraszam, ale ja mam takie problemy głęboko gdzieś.
Podobnie nie wierzę, że Malicka przez siedem lat tkwi w robocie, której się brzydzi, jedynie z poczucia obowiązku i braku umiejętności mówienia nie. Gdyby przyznała się, że zaciska zęby, żeby zarobić tyle forsy, bo chce zabezpieczyć się na starość – zrozumiałabym i wybaczyła. A tak – niby taka sympatyczna , a jednak kłamczucha.
Może, gdybym mniej widziała i tyle nie czytała – dałabym się nabrać. Ale, pani autorko, tym razem ma pani pecha. Chyba pani mnie z kimś pomyliła.

1 komentarz:

  1. Od lipca książka leży na polce i czeka, ale nie mam jakoś przekonania, żeby ja zacząć.

    OdpowiedzUsuń