PANI MNIE Z KIMŚ POMYLIŁA
Od początku
coś mi w tej książce nie grało. Trzeba było jednak przebrnąć do końca, żeby
odkryć co.
Temat naprawdę
frapujący – „zwykła” kobieta zostaje nagle gwiazdą telewizji. Realia środowiska,
znając doświadczenia autorki, oddane być powinny z fotograficzną dokładnością.
Dlaczego więc, mimo nieustannych aluzji do rzeczywistości i mrugania okiem do
czytelnika, że ten to jest ten, a tamten, to tamten mam wrażenie, że jestem
oszukiwana? Czego tu brakuje?
Po pierwsze – mam
kłopot z główną bohaterką. Autorka z tak wielkim doświadczeniem filmowym
powinna wiedzieć, że bohater musi przejść jakąś przemianę. A tymczasem Joanna
Malicka jest tak samo pozytywnie nudna na początku, jak i na końcu. Słodki,
sympatyczny bohater zawsze jest podejrzany. Oczywiście, okoliczności się
zmieniają, ale nie osoba, która od początku wie, czego chce i w końcu cel ten
osiąga, chociaż przez cały czas będzie narzekać na prowadzące do tego celu
metody. Przy okazji zostaje mocno przeczołgana, stres ją zżera i popełnia dużo
błędów. Ale przecież to jasne, że trzeba ponieść jakieś koszty, żeby zarobić
tyle kasy. Nie wiedziała o tym? No chyba nie myślała, że będą jej płacić
pięćdziesiąt tysięcy miesięcznie za piękne oczy?
Po drugie –
nie ma wyrazistych, drugoplanowych postaci. Najczęściej pojawiająca się w
powieści córka – nastolatka jest tak cukierkowa, mądra, wyrozumiała i bezkonfliktowa,
że żaden rodzic dziecka w tym wieku nie uwierzy, że takie okazy jak Misia się w
przyrodzie zdarzają.
Po trzecie –
nie ma antagonisty. To zarzut do Łepkowskiej – scenarzystki. Pisarzowi bez
doświadczenia filmowego w ogóle bym tego nie wypominała, ale scenarzysta z
takim doświadczeniem nie powinien popełniać podstawowych błędów. Bardzo by się
przydał ktoś, z kim bohaterka mogłaby wejść w poważny konflikt, ale nie
znajdujemy nikogo takiego w jej otoczeniu.
Kompletnie
niewygrany jest również temat stosunków panujących w instytucjach, które dają
sławę, gdzie każdy pod każdym dołki kopie. A w firmie Joanny - sielanka. Przez
siedem lat nikt Malickiej nie próbuje wygryźć, chociaż odnosi sukces za
sukcesem, nikt na nią nie donosi do prezesa. Hej, czytelniku, czy w to
wierzysz? Podpowiem – nie ma takiej opcji. Autorka aspekt ten jednak dyplomatycznie
przemilcza. A szkoda. Może by to trochę ożywiło tę książkę. Zamiast
odzwierciedlania realiów Łepkowska woli pakować bohaterkę w „romantyczną” aferę,
która robi z sympatycznej postaci – totalną idiotkę.
I wtedy
zupełnie przestaję ją lubić. Kiedy widzę osobę, której głównym problemem jest
reklamowanie zupy z kalafiora w bazarowych ciuchach, których z własnej woli
nigdy by nie założyła, a potem tę samą osobę cierpiącą z powodu sesji
zdjęciowej w luksusowych wnętrzach i kreacjach od najlepszych projektantów, bo
przecież tak naprawdę, to ona czuje się skromną kobietą, to przepraszam, ale ja
mam takie problemy głęboko gdzieś.
Podobnie nie
wierzę, że Malicka przez siedem lat tkwi w robocie, której się brzydzi, jedynie
z poczucia obowiązku i braku umiejętności mówienia nie. Gdyby przyznała się, że
zaciska zęby, żeby zarobić tyle forsy, bo chce zabezpieczyć się na starość –
zrozumiałabym i wybaczyła. A tak – niby taka sympatyczna , a jednak kłamczucha.
Może, gdybym
mniej widziała i tyle nie czytała – dałabym się nabrać. Ale, pani autorko, tym
razem ma pani pecha. Chyba pani mnie z kimś pomyliła.
Od lipca książka leży na polce i czeka, ale nie mam jakoś przekonania, żeby ja zacząć.
OdpowiedzUsuń