WIEŚ
NIESPOKOJNA I NIEWESOŁA
Traktuję tę
książkę jako wypadek przy pracy. Nawet najlepszemu autorowi zdarza się wejść na
minę i to jest właśnie ten casus. Autorka chwalona przeze mnie za „Sześć kobiet
w śniegu” (post z 31.10.2016) postanowiła zmierzyć się z tematem, który, odnoszę
wrażenie, kompletnie jej nie leży i na którym poległa z kretesem.
Wydawnictwo „Świat Książki” sprzedaje tę książkę jako thriller psychologiczny i to jest największa
ściema. Ani to thriller, ani psychologiczny. Autorka wprawdzie zgrabnie zawiesza
na wstępie tajemnicę, ale potem napięcie zupełnie znika. Akcja wlecze się
niemiłosiernie, nic się nie dzieje, nie dowiadujemy się niczego istotnego.
Powodem jest szkolny błąd warsztatowy: Fryczkowska opowiada o tym samym, z
punktu widzenia różnych osób. Taki zabieg sprawdza się wtedy, gdy każda z postaci
ma coś zupełnie nowego do powiedzenia, kiedy obserwujemy sytuację z wielu różnych
perspektyw. Ale kiedy wszyscy mówią w kółko o tym samym, czytelnik zaczyna ziewać
i domagać się, żeby wreszcie coś zaczęło się dziać.
Intryga jest do
bólu przewidywalna. Kiedy tak mniej więcej w jednej trzeciej powieści autorka
uchyla w końcu rąbka tajemnicy, mnie ten rąbek wystarczy, żeby domyślić się, jak
wszystko się dalej potoczy. Doczytuję do końca tylko dlatego, żeby się upewnić,
czy miałam rację. I wcale mnie nie cieszy, że mogę powiedzieć: a nie mówiłam.
Jeżeli ktoś, tak
jak ten recenzent, który dość ekstrawagancko polecał lekturę bardzo słabej
książki Magdy Kuydowicz „Stało się”, twierdząc że to „jedyny i najlepszy
kryminał jaki przeczytał” (post z 18.11.2018), nigdy nie miał do czynienia z thrillerem
psychologicznym albo ani razu nie słyszał o przemocy w rodzinie, być może uzna powieść
Fryczkowskiej za interesującą. Ale nawet początkujący czytelnik na pewno nie
przeoczy spoilera w tytule. W wydawnictwie chyba wszyscy redaktorzy przysnęli w
trakcie pracy nad tą książką, bo jak inaczej wytłumaczyć tak kardynalną wpadkę?
Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby „Żmijowisko” było zatytułowane, na
przykład, „Dzieciobójca”?
I tytuł, i
brak suspensu dałoby się jakoś usprawiedliwić w przypadku powieści obyczajowej.
Jednak również w tym gatunku „Wdowinek” zupełnie się nie sprawdza.
Polska wieś
opisana jest tak, jakby zamieszkiwały ją wyłącznie bierne kobiety – ofiary brutalnych
mężów. Wszystkie kobiety są szlachetne, a mężowie to ćwoki w gumiakach i damscy
bokserzy (wyjątek potwierdza regułę).
Główna bohaterka
nie budzi żadnych emocji. Andżelika, ledwo zostaje pełnoletnia ucieka z domu, i
nie utrzymuje żadnych relacji z rodziną przez dziesięć lat. Pomijam już fakt,
że jej krok jest tak drastyczny, że natychmiast się domyślam dlaczego to
zrobiła (i znowu trafiam bez pudła, niestety), ale naprawdę chciałabym ją
trochę lepiej poznać, wiedzieć jak sobie radziła przez te dziesięć lat. O dziewczynie,
która po latach pobytu w mieście uznaje swe imię za wsiowe i każe się nazywać
Anielą, w kwestii jej motywacji dowiaduję się jednak tak niewiele, że nie mam szansy
się z nią zaprzyjaźnić, polubić albo znielubić, uwierzyć w sensowność jej działania.
W konsekwencji - losy Andżeliki nic mnie nie obchodzą. To najgorsze, co może
przytrafić się bohaterowi – czytelnik ma głęboko gdzieś, co się z nim stanie.
Aniela nie
budzi emocji, bo jest niewiarygodna psychologicznie, wewnętrznie sprzeczna.
Skoro zdobyła się na tak desperacki krok, jak zerwanie więzi z rodziną i w tym
wytrwała, to znaczy, że jest osobą silną psychicznie i odważną (do tego zdolną:
najlepsza uczennica w liceum, według nauczycielki). Skoro jest taka dzielna, to
zupełnie nieprawdopodobne wydaje się to, że przez te dziesięć lat nie potrafiła
ze swoim życiem zrobić niczego konstruktywnego. Naprawdę, taka trauma i
wycofanie z powodu jednego „niegrzecznego” zachowania zapijaczonego tatusia i
braku natychmiastowej reakcji mamusi? Zupełnie w to nie wierzę.
Sytuacja
opisana w powieści, kiedy wszyscy o wszystkim dobrze wiedzą, nikt się nie
wychyla i nikt nie ma problemu z tym, co się wydarzyło, również wydaje mi się
oderwana od rzeczywistości. Wyparcie zbiorowe, czy zbiorowa hipnoza? Naprawdę,
nikt nie zainteresował się losem zaginionych? Żyli w jakiejś alternatywnej
rzeczywistości? Ta intryga jest szyta bardzo grubymi nićmi.
W tej książce nie
znajdziemy żadnych niuansów ani odcieni szarości. Przemoc rodzi przemoc, bierność
rodzi bierność, obojętność innych nas zabija, trudno się otrząsnąć z
traumatycznego dzieciństwa – i parę
jeszcze innych dobrze znanych schematów i klisz. Jeżeli upieracie się, żeby się
wynudzić, to czytajcie. Na własną odpowiedzialność.