piątek, 13 maja 2016

Marta Zaborowska "Gwiazdozbiór" Ocena: 3/6


GWIAZDOZBIÓR BEZ GWIAZD
Pretekstu do rozpoczęcia bloga recenzją tej właśnie książki dostarczyła mi kapituła Nagrody Wielkiego Kalibru, nominując autorkę do tejże nagrody. Niestety, moje refleksje po przeczytaniu  powieści mocno podają w wątpliwość sensowność tej decyzji.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Zaborowskiej uznałam początkowo za średnio udane, dopóki nie dowiedziałam się, że „Gwiazdozbiór” jest już trzecią powieścią autorki. Drobne potknięcia można wybaczyć debiutantowi, ale jeśli się napisało wcześniej dwie książki, wypadałoby czegoś się nauczyć i nie popełniać pewnych karygodnych dla literatury tego gatunku błędów.
Błąd pierwszy – akcja toczy się wolno jak w XIX wiecznej angielskiej sadze, co spowodowane jest błędem drugim – czyli przegadaniem. Opowieści o życiu prywatnym detektywów, to modne wątki w literaturze kryminalnej, ale powinny ubarwiać akcję, a nie niepotrzebnie ją rozwlekać. A wątek religijnej hipochondryczki mamusi naprawdę niczemu nie służy, tylko zmusza do szybszego przerzucania kartek.
Po trzecie – brakuje napięcia. Autorka niepotrzebnie dorzuca sceny pisane z punktu widzenia mordercy. Takie zabiegi sprawdzają się, jeśli mają sprawić, byśmy bali się o życie bohaterów. Ale kiedy już po wszystkim, kiedy wiemy, że nie żyją – po co?
Po czwarte – nielogiczności. Uwaga! Dalej będą spojlery, ale inaczej się nie da.
Dlaczego dyrektor szkoły szprycuje swoich podopiecznych – artystycznie uzdolnione dzieci - narkotykami? Dla sławy szkoły? Bo przecież nie dla własnej. Ale sława szkoły nie przekłada się też na sukces finansowy. Szkoła utrzymuje się przecież z dotacji. Więc chodzi o to, żeby brać większe łapówki za przyjęcie niezdolnych? O ile większe? Pięćset złotych? Może te łapówki wystarczą akurat na narkotyki. Sensownych motywów postępowania dyrektora brak, a najważniejsza rzecz w kryminale, to wyjaśnić motywy działania przestępcy (nawet drugoplanowego).
Skąd nagle pojawia się teoria, że morderców było dwóch? Tak sobie przybywa z kosmosu?
Doświadczona pani detektyw z policji wie, że znalazła siedzibę niebezpiecznego mordercy, a mimo to jedzie w to miejsce sama, bez eskorty uzbrojonych po zęby antyterrorystów. Chciałoby się zawołać tak, jak dzieci na przedstawieniu „Czerwonego kapturka” – nie idź tam, nie idź do babci – tam przecież jest wilk. Detektyw to idiotka? Czy tylko autorce nie starczyło wyobraźni, jak można inaczej wcisnąć bohaterkę w łapy zabójcy, oczywiście tylko po to, żeby w finale ją uratować.
Dlaczego bibliotekarka opisana w książce pozostawia na pastwę losu kalekiego syna? Sugestia, że się go wstydzi – zupełnie absurdalna. Nie ta osoba. Opisana została jako kobieta sensowna, empatyczna, obowiązkowa. Nigdy nie zostawiłaby dziecka z tak niskich powodów. Czyli niby zagadka rozwiązana, ale satysfakcji z tego czytelnik nie ma żadnej.
Podsumowując: ta historia mogłaby być o wiele ciekawsza,  gdyby została precyzyjnie opowiedziana. Nie zarzekam się, że nie sięgnę po jakiś kolejny tytuł autorki, ale nie wcześniej, niż za dwie, trzy książki (jeśli tyle napisze). Może po prostu Marta Zaborowska potrzebuje więcej czasu, żeby się czegoś nauczyć.

2 komentarze:

  1. Marta Zaborowska. Mam nadzieję, że jeszcze nie została okrzyknięta królową polskiego kryminału. Ta podobno jest tylko jedna. W dodatku słabopisząca. Może jakaś nową gwiazdę odkryjesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Królowa" przedostatnią książką mocno mnie rozczarowała, więc odpuszczam najnowszą.
      Czytam dużo, zwłaszcza autorów, których nikt nie reklamuje, więc szansa na odkrycie nowej gwiazdy jest :-)

      Usuń