Upierdliwy recenzent jest gorszy od Tatarzyna. Ale jak
recenzent ma się nie złościć, kiedy czyta kolejny polski kryminał, który niby
jest w porządku, ale jednak nie do końca. Fajnie się czyta, intryga najpierw
przyzwoicie zakręcona, a potem ładnie
wyprostowana, pomysł wyjściowy ciekawy (w tym wypadku amnezja niedoszłej ofiary
zabójstwa), ale jednak pojawiają się błędy, niesłychanie łatwe do
wyeliminowania, a jednak przeoczone przez autorkę. Nie są to na szczęście błędy
z gatunku „zęby bolą”, tak jak u Remigiusza Mroza, ale jednak pozbycie się ich
sprawiłoby, że mogłabym z czystym sumieniem polecić tę książkę wielbicielom
gatunku. A tak – znowu muszę się czepiać.
Aż mi się wierzyć nie chce, że wśród wszystkich tych,
którym autorka złożyła serdeczne podziękowania za pomoc przy pisaniu książki nie
znalazła się ani jedna osoba, która nie zwróciłaby jej uwagi na potknięcia.
Dlaczego takie rzeczy nie zdarzają się (no dobrze, zdarzają, ale sporadycznie)
u Szwedów, Anglików czy Francuzów? Czy u nas redaktorzy są redaktorami tylko z
nazwy? Czy autorzy tak bardzo przekonani są do swojej racji, że nie dadzą sobie
przetłumaczyć, że tu i ówdzie przydałyby się zmiany? Nie piję tu, broń Boże, do
Joanny Opiat-Bojarskiej, bo nie mam żadnych podstaw ku temu, tak ogólnie tylko
wylewam żale, bo akurat się nazbierało.
No więc o co się czepiam? Kochana autorko! Sama
posłuchaj jak to brzmi: atrakcyjna, młoda pani psycholog włamuje się do
mieszkania handlarza dziełami sztuki, a raczej pasera, powiązanego mocno ze
światem przestępczym, używając do otwarcia drzwi wsuwki do włosów. Kiepsko, co?
Facet, który przechowuje w domu przedmioty wielkiej wartości miałby mieć tak
tandetny zamek? Włamująca się kobitka jest cudotwórcą? No naprawdę, już prędzej
bym uwierzyła, że drzwi były otwarte, bo na przykład, rzeczony paser został wcześniej
uprowadzony.
Druga rzecz niby drobna, ale istotna. Piętnastoletnia
dziewczynka pod żadnym pozorem, nawet dwadzieścia lat temu nie mogłaby trafić na
noc na policyjny „dołek”. Od tego są Izby Dziecka. Żyjemy wciąż jeszcze w
cywilizowanym kraju (chyba). Cały ten wątek zresztą jest niepotrzebnie
rozdmuchany. Ani nie widać, żeby traumatyczne przeżycie wywarło jakiś wpływ na
bohaterkę, ani sprawca przestępczego czynu nie został ukarany. I proszę mi tu
nie tłumaczyć, że to się wyjaśni w następnym odcinku. Powieści kryminalne to
nie serial telewizyjny. Läckberg i Marklund też piszą serie, a takich numerów
nie robią. I jedną i drugą zaczęłam czytać od środka i zupełnie mi to nie
przeszkadzało. Warto brać przykład z fachowców i trzymać się podstawowej
zasady: czytelnik może najpierw sięgnąć po ostatnią książkę z serii, a potem po
pierwszą i nie powinien tego nawet zauważyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz