sobota, 26 listopada 2016

Mariusz Czubaj „R.I.P.” Ocena: 4/6


DAJCIE MI GŁOWĘ MARIUSZA CZUBAJA
        Syd Field, guru amerykańskich scenarzystów na jednym z wykładów w Warszawie powiedział kiedyś, że jeśli przez pierwsze dziesięć minut filmu nie zorientujesz się, o co w nim chodzi, możesz przestać go oglądać. Mariusz Czubaj zapewne nie słyszał nigdy tego zalecenia, bo przez cały prolog robi wszystko, żeby zniechęcić czytelnika do dalszego czytania (i proszę mi tutaj nie protestować, że film i książka, to nie to samo) . Cały ten wstęp służyć ma, jak się domyślam, „zagęszczaniu atmosfery zagrożenia”, ale wywołuje zupełnie odwrotne skutki. Skoro przez cały czas nie wiemy ani o kogo chodzi, ani co się dzieje, ani dlaczego, opowiadana historia w ogóle nas nie obchodzi. Jak mam się wciągnąć w akcję, kiedy przez cały czas zastanawiam się, co autor chciał powiedzieć? Dlatego, jeśli sięgniecie po tę książkę, radzę ominąć prolog (albo przewinąć na szybkich obrotach, jeśli mi nie ufacie), bo nie ma w nim nic, bez czego nie można by się obejść i co nie zostałoby wystarczająco wyjaśnione w dalszej części powieści. Na szczęście, dalej jest już dużo lepiej.
        Historia opowiedziana jest w konwencji czarnego kryminału, o westernowym, jak wyjaśnia autor w posłowiu charakterze. Jeżeli tak jak ja (i bohater powieści, więc pewnie również i sam autor) jesteście fanami Jacka Reachera, będziecie wiedzieć, do czego to musi prowadzić. Ale przecież, za to kochamy Jacka.
        Narracja (poza tym nieszczęsnym prologiem) prowadzona jest bardzo sprawnie, wszystkie wątki precyzyjnie się przeplatają i uzupełniają, nad każdym „i” postawiona jest kropka. Nawet to, że nie do końca wyjaśniona jest tożsamość mordercy - nie przeszkadza. W tym akurat wypadku zgadzam się z Mariuszem Czubajem – czasami nie wszystko należy podawać czytelnikowi na tacy.
        I mogłabym nawet odpuścić autorowi ten nieudany wstęp i ocenić tę książkę na pięć z minusem, gdyby nie jeden element układanki, który w całej tej historii najbardziej uwiera. Dlaczego tak bezwzględny i łebski mafiozo, kiedy dostaje w worku „głowę Alfreda Garcii”, tak łatwo daje się podpuścić dostawcy przesyłki i obdarza go całkowitym zaufaniem? Zupełnie w to nie wierzę. Nawet Jackowi Reacherowi by to się nie udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz