czwartek, 27 sierpnia 2020

Małgorzata Rogala „ Ostatni skok” Ocena: 1/6

PAN BÓG ZAPRACOWANY 

W tej książce Pan Bóg tyle razy schodził z nieba, aby pomóc jej bohaterom, że musiał chyba wyczerpać wszystkie limity dla polskich autorów.

Małgorzata Rogala znudziła się najwyraźniej bohaterami swojej udanej kryminalnej serii z Agatą Górską i Sławkiem Tomczykiem i postanowiła zacząć wszystko od nowa. Już w przypadku wcześniejszej próby („Kopia doskonała”) wyszło jej tak sobie, poniżej możliwości, ale „Ostatni skok” to już, niestety, kompletny niewypał.

Książka sprawia wrażenie, jakby była pisana lewą ręką przez prawe ramię, a pisarka nie miała pewności, czy pisze melodramat czy kryminał. Ani jedno, ani drugie jej nie wyszło.

Gdyby to miał być melodramat, powinniśmy odczuwać więcej empatii w stosunku do bohaterów, a tymczasem postaci są płaskie psychologicznie i niewiele dowiadujemy się o ich uczuciach. Dlatego zawiłości relacji Nadia – Igor niewiele nas obchodzą, a już w ogóle nie interesuje nas, czy będą razem, czy nie. I nie pomoże zakończenie rodem z najbardziej kiczowatej, brazylijskiej telenoweli.

Gdyby to miał być kryminał… tu lista zarzutów jest dłuższa.

Po pierwsze, prawie wszystko w tej powieści dzieje się chyba siłą woli. Przypadek goni przypadek. Mogę uwierzyć, że młoda policjantka przypadkiem jest świadkiem kradzieży, ale potem zaraz przypadkiem ogląda przedstawienie, które jest kluczowym dla dalszego przebiegu akcji. Następnie osoba biorąca udział w rzeczonym przedstawieniu znów przypadkowo pojawia się w miejscu przestępstwa, i tak dalej, i tak dalej, nie będę wyliczać, bo autorce teraz to już nie pomoże. Czujecie jak słowo „przypadek” drażni w tym jednym akapicie? Przypadki w tej książce drażnią tak samo. Trudno. Mleko się wylało. Kompletna niedoróbka poszła w świat i teraz trzeba się będzie mocniej napracować, żeby kolejną powieścią obłaskawić zawiedzionych czytelników.

Fabularnie książka leży na obu łopatkach. Zaskakujące (zapewne w mniemaniu autorki i czytelników Mroza) zakończenie zostało zbudowane na oszustwie. Tak nie uchodzi. Autorka z całych sił sugeruje nam, kto jest mordercą. Profil psychologiczny przestępcy tak bardzo jednak odbiega od profilu osoby sugerowanej, że dociekliwy czytelnik myśli sobie: albo to podpucha i zaraz wyskoczy jakiś królik z kapelusza, albo autorka próbuje nas traktować jak inteligentnych inaczej i od początku podpowiada rozwiązanie.

Do tego jeszcze mamy papierowych bohaterów. Młodsza policjantka przynajmniej sympatyczna i ma jakiś potencjał, ale starsza - zupełnie nijaka. No niby jest, ale nikt by nie zauważył, gdyby jej nie było. Przestępcy – bez jaj. Cyrk – główne miejsce akcji i środowisko bohaterów – kompletnie nieograne. Szkoda.

Droga autorko, nie idźcież tą drogą! Jeszcze jest szansa, żeby nie stracić czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz