poniedziałek, 4 września 2023

Elly Griffiths „Puste jest piekło” Ocena: 5/6

WIESZCZBY KASANDRY

No i odkryłam kolejną autorkę, która idealnie trafia w mój gust czytelniczy, ale zapewne nie dane mi będzie jej książek dalej czytać. Podobnie było z Michaelą Klevisową („Kroki mordercy”, "Złodziejka opowieści"). Naprawdę świetne kryminały, ale co z tego? Polscy czytelnicy je olali, wolą mrozów, więc wydawnictwo, które nie jest instytucją charytatywną, przecież nie będzie publikować rzeczy, na których się nie zarabia.

„Puste jest piekło” to pierwsza część z cyklu; ja najpierw przeczytałam drugą. I nic mi to nie przeszkadzało. Książki łączy tylko osoba prowadząca śledztwo – pani sierżant detektyw Harbinder Kaur, którą już wcześniej zdążyłam polubić. Każda opowieść jest samodzielna. Nie ma niedokończonych wątków, nie ma streszczeń i spoilerów, co działo się w poprzednim odcinku. Dla mnie – cymes. Ale przecież masowego czytelnika tym się nie złapie. Jego trzeba zmobilizować do zakupu prymitywnymi, ale skutecznymi metodami. Wystarczy, że nie wiadomo, kto zabił, i już drugi tom się sprzeda. Trochę przesadzam, ale wiecie o co chodzi.

 

Dlaczego tak kasandrycznie wieszczę? Chciałam przeczytać wcześniejsze książki tej popularnej w Wielkiej Brytanii autorki, i klapa. Wydawnictwo Literackie wydało w 2011 roku tylko dwie pierwsze powieści z cyklu, który liczy 11 tomów. Widocznie się nie przyjęło. Widocznie zbyt inteligentne dla polskiego czytelnika, albo wydawca nie pomyślał, żeby rozreklamować autorkę. Nakład wyczerpany. E-booków brak. Na szczęście krążą po sieci używane egzemplarze, więc jakoś sobie poradzę, ale komu innemu będzie się chciało? Pytanie retoryczne. Nikomu.

I tak zostaniemy skazani na bzdety. No rzygać mi się chce z rozpaczy.

Ta książka jest perfekcyjnie skonstruowana, mimo narracji wielokrotnej w pierwszej osobie. Zawsze się tego czepiałam w przypadku polskich autorek (Ewa Przydryga „Mursz”, Magda Stachula „Oskarżona”), więc dlaczego teraz mi się to podoba? Ponieważ tym przypadku jest to świadomy zabieg stylistyczny. Elly Griffiths potrafi pisać w trzeciej osobie (patrz: drugi tom). Tutaj celowo używa takiej narracji, aby pokazać te same wydarzenia z punktu widzenia różnych osób. Każda dodaje coś nowego i wprowadza mylne tropy, które budują napięcie. Wszystkie narracje są wyraźnie od siebie oddzielone, a postaci na tyle zróżnicowane, że gdyby nawet nie podano na początku imienia narratora jasnym jest, kiedy opowiada historię nastolatka, a kiedy policjantka. Nie ma żadnej wątpliwości o kogo chodzi. No po prostu widać solidny warsztat pisarski, czego w przypadku rodzimych autorek nie uświadczysz. Piszą w pierwszej osobie, chociaż to nie ma sensu, bo inaczej nie potrafią.

Znów mamy smaczki dla koneserów, czyli liczne nawiązania do brytyjskiej literatury (dzięki za przypisy), a do tego klimat powieści gotyckiej i opowieść z dreszczykiem. Drogi Albatrosie, może wydacie jeszcze przynajmniej jeden tom? Bardzo was proszę.

6 komentarzy:

  1. Jestem akurat przed lekturą ,,Janusowy kamień,, tej autorki. A przy okazji, jestem po lekturze recenzowanej na tym portalu autorki Anny Kańtoch, i jej najnowszej powieści ,,Samotnia,, . Omijać z daleka, moim zdaniem to najgorszy jej kryminał, ciekawe, Pani Anna też przeszła na pracę na akord ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam "Łaskę" Kańtoch i była bardzo ciekawa, dlatego sięgnęłam po "Wiarę", ale niestety, ta druga do tej pierwszej się nie umywa. Postanowiłam nie czytać więcej tej autorki, bo nie lubię ruletki. Mogę sobie wyobrazić, jak wyglądają jej najnowsze książki, biorąc pod uwagę tempo pisania. Szkoda, bo Kańtoch pisać potrafi. Ale to nie tylko jej problem, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za tę recenzję. Od razu zarezerwowałem sobie to w bibliotece :)

    A planujesz recenzję czegokolwiek niejakiej Hanny Greń? Bo do niej też ustawiłem się w kolejeczce w bibliotece, a nie wiem o niej kompletnie nic. "Zabójczą terapię" zamierzam przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do usług ;-)
    Do Hanny Greń przymierzam się od jakiegoś czasu, ale nie wiem od czego zacząć, żeby się już na początku nie zrazić. Może coś wylosuję ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam tylko, że jestem już po próbie lektury Hanny Greń "Zabójcza terapia". Wytrwałem 200 stron (nieco mniej niż połowa). Nudnawe to było. I według mnie za dużo wypełniaczy tekstu, bez których spokojnie można było się obejść).

      Usuń
    2. Może wcześniejsze książki są lepsze? Teraz to wszyscy autorzy piszą na akord, więc watują książki byle czym.

      Usuń