niedziela, 28 sierpnia 2022

Michaela Klevisová „Złodziejka opowieści” Ocena: 5/6

DOBRZE, NAWET LEPIEJ

Idąc za ciosem, zaraz po „Krokach mordercy”, przeczytałam drugą książkę Klevisovej, „Złodziejkę opowieści”. Jest równie dobra jak pierwsza, a może nawet lepsza, chociaż trochę inaczej są rozłożone akcenty. To powieść, w której rozwiązywanie zagadki kryminalnej odgrywa dużo większą rolę, niż tło obyczajowe, chociaż i ono jest świetnie zarysowane. Akcja rozgrywa się wśród scenarzystów serialu telewizyjnego i naprawdę z dużą ciekawością obserwowałam sobie to środowisko od kuchni.

Niestety, tym razem wydawnictwo zaoszczędziło na redakcji. „Skąd inąd”? „Była kłamczynią”? Nie wystarczy kłamczucha? Tłumaczenie w porządku, ale w stopce redakcyjnej jako redaktorka i korektorka figuruje ta sama osoba. W poprzedniej książce ta sama pani była odpowiedzialna tylko za korektę. Szkoda. Nie jest tragicznie, ale niedociągnięcia językowe widać, bo nikt nie jest doskonały. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.

Drodzy szefowie wydawnictwa „Stara szkoła”, uwierzcie, na dłuższą metę, to się nie opłaca. Klevisová pisze dla trochę bardziej rozgarniętego czytelnika. Nie dla tego samego, który czyta Piotrowskiego, Mossa i Mroza. Proszę, nie zakładajcie, że kryminały czytają tylko osoby, które nie potrafią odróżnić przymiotnika od przysłówka.

Przeczytałam na okładce, że Klevisová jest dwukrotną laureatką nagrody „Najlepsza czeska powieść kryminalna”, moim zdaniem, całkowicie zasłużenie. Zastanawiam się teraz, dlaczego, kiedy czytam książki nagradzane w polskich konkursach literackich (wyjątki potwierdzają regułę), to nie dość, że się nie zachwycam, to jeszcze przychodzą mi do głowy rozmaite teorie spiskowe.

4 komentarze:

  1. Wielkie dzięki, kolejne 2 książki na półce. Czeskie kryminały "siadły" bardzo dobrze, ciekawe czy tak dobrze tam piszą, czy to tylko do nas docierają te najlepsze. Tylko kiedy ja to wszystko przeczytam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że niedługo już nie będą do nas docierać najlepsze książki, tylko takie, które najlepiej się sprzedają, a to czasem duża różnica. Wydali tylko dwie książki, bo pewnie się nie przebiły przez Mrozów i tym podobnych. ciężkie czasy idą... ;-)

      Usuń
  2. Droga Rudolfino, na twojego bloga trafiłem dopiero niedawno przy okazji recenzji "Czerwonego jeziora" kiedy to chciałem się dowiedzieć czy tylko ja mam wątpliwości co do jakości tej książki czy już cały świat zwariował doszczętnie. Mogę powiedzieć, że dzięki Tobie nie zwariowałem. Nadrobiłem oczywiście inne recenzje i zdaje się, że trafiłem we właściwe miejsce. Podziwiam, czytam, solidaryzuję się.
    Przy tej recenzji pozwolę sobie na drobną korektę obywatelską. W pierwszym zdaniu "zaraz" i "od razu" cisną się za bardzo, ja bym zrezygnował z któregoś.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Czy "Czerwona ziemia" Mellera czeka na swoją kolej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zwrócenie uwagi na powtórkę, już poprawiłam.
      To miłe, że moje pisanie nie trafia w próżnię, tylko czasem trafi swój na swego ;-)
      Z tym Mellerem trafiłeś w dziesiątkę. Czekam, aż książka trafi do Legimi, ale chyba się nie doczekam, i znowu się trzeba będzie wykosztować ;-)

      Usuń