poniedziałek, 23 czerwca 2025

Jean-Claude Izzo „Szurmo” Ocena: 5/6

 „NIE DA SIĘ ZMUSIĆ PRAWDY, ŻEBY WYSZŁA NA JAW” *

Izzo to kompletnie nieznany w Polsce autor; wydano u nas zaledwie trzy jego książki z serii „Trylogia marsylska” i można je dostać tylko w antykwariatach. Jeśli jednak lubicie ambitniejsze kryminały, warto poszperać w internetach albo w bibliotece.

Autor ujął mnie postacią detektywa. Fabio Montale jest Włochem z pochodzenia, i nie tylko to łączy go z komisarzem Montalbano – bohaterem cyklu powieści Camilleriego. Montale czyta Conrada, słucha jazzu, Brassensa i Brela, uwielbia dobrą kuchnię i wino („nie mam najmniejszego zaufania do ludzi, którzy jedzą mało i byle co”), jest czuły na kobiece wdzięki, nie ma oporów przed wymierzaniem sprawiedliwości na własną rękę i kocha swoje miasto – Marsylię („W Marsylii jesień zachowuje posmak lata niekiedy nawet do końca października. Wystarczy powiew wiatru, by znów zapachniało tymiankiem, miętą i bazylią”).

I cóż ja poradzę, że kocham takie klimaty? Że przemawia do mnie subtelne, ironiczne poczucie humoru („Uwielbiam tę facetkę! Jak umrę, to na pewno jej będzie mi brakować najbardziej. To znaczy, prędzej będzie odwrotnie, ale wolę o tym nie myśleć”).

Nie mogę sobie odmówić w tym miejscu dygresji. Czytając „Szurmo” od razu przypomniała mi się niedawno wymęczona „Biała gorączka” Ellroy’a. Tam zniechęciłam się do bohatera „od pierwszego wejrzenia”, tu jest dokładnie odwrotnie. Może również dlatego, że detektyw Montale traktuje z szacunkiem wszystkich ludzi, niezależnie od ich koloru skóry, wyznania czy orientacji seksualnej. Za takie zresztą podejście do podejrzanych został wyrzucony z policji, w której poziom korupcji dorównuje policji w Los Angeles opisywanej przez Ellroy’a. Dlaczego jednak w tej powieści zagęszczenie zła nie przeszkadzało, a w „Białej gorączce” uwierało nieznośnie? Odpowiedź dał mi Wiesław Myśliwski, kiedy niedawno przypadkiem trafiłam na rozmowę z autorem w jednej ze stacji telewizyjnych: „literatura ma prawo być tragiczna, ale nie ma prawa odbierać nadziei”. Izzo daje nadzieję.

Nie wyjaśnię co znaczy słowo szurmo, może namówię was, żebyście sami to sprawdzili. Ja już sobie zamawiam pozostałe tomy. „Szurmo” to druga część, która jest samodzielną całością, ale chyba lepiej czytać po kolei.

*cytat z książki

poniedziałek, 9 czerwca 2025

Alicja Sinicka „Podopieczna” Ocena: 4-/6

JAK TO W RODZINIE

Alicja Sinicka pozytywnie mnie zaskoczyła. Do ostatnich publikacji nowych polskich autorów podchodzę z rezerwą. Najczęściej przecież trzeba spodziewać się wyrobów thrilleropodobnych w stylu Karoliny Wójciak („Oszukana”) czy Agnieszki Peszek („Je2bnik”), a tym razem mamy całkiem sensownie napisaną powieść. Autorka twardo chodzi po ziemi i nie wciska kitu. Nie czytajcie jednak opisu na okładce, bo wprowadza w błąd. Trochę nie o to w tej książce chodzi, i całe szczęście.

Sinicka zna zasady dramaturgii, potrafi budować napięcie, są zwroty akcji, kiedy trzeba, dobrze się to czyta. Trochę mi przeszkadzał czas teraźniejszy w narracji, bo to siłą rzeczy sprawia, że język jest uboższy, ale cóż, może i jest uboższy, ale jednak poprawny (z wyjątkiem prologu, bo na początku redaktorka chyba przysnęła).

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, więc od razu zapaliło mi się światełko alarmowe. A co, jeśli Sinicka zaraz wprowadzi kolejnego pierwszoosobowego narratora, bo wzorem innych polskich popularnych autorek (Stachula „Pisarka”, Przydryga „Mursz”) nie potrafi pisać w trzeciej osobie? Na szczęście nie było tego problemu. Opowieść prowadzona jest cały czas z punktu widzenia Anny - żony i matki, a niespodziewanie, w zastępstwie, również opiekunki do dziecka w znajomej rodzinie. Autorce sprawnie udaje się utrzymać uwagę czytelnika, bez żonglowania narracjami wszystkich bohaterów, co świadczy o dobrze opanowanym warsztacie.

Sama fabuła nie jest jakoś szczególnie oryginalna czy porywająca. Mamy dwa wątki, które w zasadzie się ze sobą nie łączą. Pierwszy to historia raczej obyczajowa, nauczyciela podejrzewanego o nieczyste relacje ze swoją uczennicą, która zaginęła, drugi – to wątek bardziej kryminalny, gdzie jest dużo więcej thrillu.

Ta fabuła byłaby zupełnie stereotypowa i przeciętna, gdyby Alicja Sinicka nie postarała się również o moją ulubioną „wartość dodaną”. To również historia o tym, jak bardzo słowa mogą ranić. Przemoc bywa nie tylko fizyczna. Przemoc psychiczna bywa o wiele bardziej niszcząca. Nie jest to opowieść tak przejmująca, jak na przykład „Zdrada” Karin Alvtegen, ale mimo wszystko zakończenie sprawia, że wartość tej książki wzrasta.

Chętnie przekonam się jak dalej Alicja Sinicka będzie sobie radzić, ale biorąc pod uwagę jak bardzo wydawcy zmuszają autorów do pracy na akord, nie robię sobie większych nadziei. Magda Stachula też kiedyś dobrze zaczynała.