środa, 28 listopada 2018

Katarzyna Gurnard „Pani Henryka i morderstwo w pensjonacie” Ocena: 3/6


MISS HENIA
Odkąd pokochałam pannę Marple mam słabość do detektywek na emeryturze.

Z Agatą Christie próbowało mierzyć się wielu autorów, ale mało któremu udało się wyjść z tego pojedynku przynajmniej remisując. Nic więc dziwnego, że i „Pani Henryka” nie dorównuje pierwowzorowi. Niestety, porównań nie da się uniknąć, no chyba, że ktoś nigdy w życiu nie słyszał o miss Marple. Niepozorna staruszka w roli detektywa – to owszem, było odkrywcze osiemdziesiąt lat temu. Za wtórność bohaterki zabieram więc jedną gwiazdkę. Drugą - za język i zaniedbania dotyczące realiów pracy policji.

Sama książka swoje zalety jednak ma. Intryga jest zręcznie poprowadzona, akcja nie siada, nie ma niepotrzebnego gadulstwa, bardzo dobrze zarysowane postaci bohaterów - jest ich nie za dużo i nie za mało, wszyscy mają coś do ukrycia, więc wszyscy są podejrzani. Motyw zbrodni trochę na wyrost, nie bardzo wierzę, że można zabić z takiego powodu, ale przynajmniej zaskakuje, więc plusy i minusy równoważą się.

Panią Henrykę da się polubić, chociaż mnie osobiście trochę martwi, że jest taka „oczywiście oczywista”. Brakuje mi w niej jakiejś nuty szaleństwa, drobnych przywar, albo pasji, które by tę postać ubarwiły. Jeśli autorka planuje kontynuację przygód pani Orłowskiej, to jeszcze jest szansa, żeby nad tym popracować.

Jest również nadzieja, że wydawnictwo przy okazji kolejnej powieści autorki zainwestuje w pracowitszego redaktora. A może sama autorka nabierze wprawy i wyeliminuje nieporadności językowe i uwierającą momentami toporność stylu. O swojej głównej bohaterce, znanej z imienia i nazwiska, narratorowi naprawdę nie wypada wyrażać się per „kobieta”. To brzmi obcesowo.

Sugerowałabym również zaprzyjaźnić się z jakimś policjantem i przepytać go, jak dzisiaj wygląda praca w policji, kiedy w grę wchodzi zabójstwo. Żartobliwa forma nie usprawiedliwia ignorancji. Można też poczytać autorów, którzy ten temat mają świetnie zdokumentowany, albo zapytać wujka Googla, albo zafundować sobie jakiś kurs z technik kryminalistyki. Rozumiem, że autorka mogła nie słyszeć, że w dzisiejszych czasach policjanci zajmują się czymś takim, jak zabezpieczanie śladów biologicznych, ale to, że od ponad dwudziestu lat w polskiej policji nie funkcjonuje stopień kapitana, to już naprawdę, pisząc kryminał, wypadałoby wiedzieć.

Chętnie przeczytam kolejne przygody pani Henryki, aby się przekonać, czy autorce udało się wyeliminować wpadki i poczynić jakieś postępy warsztatowe. Jeśli nie, to pozostanie mi już tylko miss Marple.

Tagi:  Katarzyna Gurnard "Pani Henryka i morderstwo w pensjonacie", Gurnard "Pani Henryka" opinie, Gurnard "Pani Henryka" recenzja, Miss Marple

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz