wtorek, 27 lipca 2021

Tomasz Duszyński „Glatz. Kraj pana Boga” Ocena: 2/6

SYNDROM DRUGIEGO TOMU

Czytałam tę powieść dwa tygodnie i tyle samo czasu mi zajęło, aby zebrać się do napisania recenzji. Raczej nie świadczy to dobrze o książce, prawda?

Miałam nosa, że przy recenzji „Glatz” podeszłam do autora z dystansem. Co doświadczenie, to doświadczenie. Zbyt często mi się zdarza, że pierwsza książka z cyklu budzi mój zachwyt, a potem balonik z nadmuchanymi oczekiwaniami pęka i robi się wielkie nic. Że nie wspomnę Krzysztofa Bochusa, Roberta Małeckiego, Annę Kańtoch czy Jakuba Szamałka.

Czytając „.Glatz. Kraj Pana Boga” miałam wrażenie, że Tomasz Duszyński zaczął pisać tę książkę, nie mając bladego pojęcia, w którą stronę będzie rozwijać się akcja i liczył na to, że jak już sobie trochę popisze, to jakiś pomysł przyjdzie mu do głowy.

Już na samym początku autor popełnił kardynalny błąd. Zamieścił prolog, który jest mega-spoilerem. Z krótkiego wstępu dowiadujemy się, że:

dziewczyna została porwana,

zorientowała się, że porywacz był osobą, którą znała,

udało jej się wydostać z więzienia,

w trakcie ucieczki zginęła na skutek nieszczęśliwego wypadku.

Tej wiedzy, niestety, nie mają policjanci, którzy przez dokładnie jedną czwartą książki z mozołem zdobywają te same informacje, które wcześniej zostały podane czytelnikowi na tacy. Do tego jeszcze takie same informacje podawane są z punktu widzenia kilku policjantów - nijakich, bezbarwnych i nie budzących żadnych emocji, oraz młodej, trochę ciekawszej arystokratki. Zmiana punktu widzenia nie wnosi, niestety, do sprawy niczego nowego. Nie ma lepszej metody, żeby zanudzić czytelnika na śmierć.

Już miałam zamiar rzucić czytnikiem w kąt, kiedy dotarłam do miejsca, w którym autor chyba wpadł na pomysł, o czym pisać dalej, bo wreszcie coś zaczęło się dziać i pojawił się zwrot akcji. Cóż z tego, kiedy okazało się, że to kolejny mega-spoiler. Słuchałam audiobooka i niedowierzałam. Aż przerzuciłam się na wersję pisaną, żeby sprawdzić, czy aby się nie przesłyszałam. Nie. Znów dostajemy wszystko na tacy. Jest trup, wiemy, kto zabił i kto w morderstwo został wrobiony, nie wiemy tylko dlaczego. I znów, mając tę wiedzę obserwujemy miotających się bezradnie detektywów z narastającą irytacją, że tak błądzą we mgle, i że nie są w stanie pojąć rzeczy oczywistych. Policjantów znów jest kilku. Autor mnoży bohaterów chyba tylko po to, żeby ich prywatnymi, nic nie wnoszącymi do sprawy wątkami nadmuchać objętość powieści.

Kluczowa dla sprawy jest treść pamiętnika porwanej dziewczyny Autor dozuje powoli najistotniejsze informacje, ale kiepski to zabieg literacki, bo czytelnik od razu widzi, że pamiętnik „zawieruszył się” wyłącznie na życzenie autora i został wyciągnięty w odpowiednim czasie na zasadzie deus ex machina, bo tak było wygodnie. Poza tym, nawet jeśli czytelnik o najważniejszej treści dowiaduje się na końcu, to przecież policjanci od razu przeczytali całość. I co? Poznali najważniejszy element układanki, czyli motyw, i nie załapali o co biega?

Wątek porwań dla okupu jest mało wiarygodny. Porywacze to partacze, skoro mimo rzekomo dużego doświadczenia nie potrafią się nauczyć, jak skutecznie przetrzymywać porwanych tak, aby nie dało się im uciec. Pierwsza ucieczka miała prawo się wydarzyć, powtórka z rozrywki jest tylko dowodem na to, że autorowi nie przyszło do głowy ciekawsze rozwiązanie.

Końcowa scena w banku jest spektakularna, ale fantastyczna. Takie idealne zsynchronizowanie w czasie policyjnej akcji z napadem byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby włamywacze na własną prośbę chcieli się podłożyć policji i złożyli na siebie donos. A chyba nie o to im chodziło.

Doczytałam do końca nie dlatego, żeby dowiedzieć się, kto za tym stoi, bo w pewnym momencie zupełnie mnie to przestało interesować, tylko po to by sprawdzić czy przynajmniej z zakończeniem autor sobie poradził. Jakoś sobie poradził. Osoba głównego sprawcy rzeczywiście zaskakuje. I jedynie to ratuje tę książkę przed pałą. Dodatkowy plus za klimat i język. Ale, jak pewnie się domyślacie, to za mało, żeby nabrać ochoty na przeczytanie trzeciego tomu. Nie lubię ruletki.

6 komentarzy:

  1. Jestem na etapie polskich kryminałów, więc chyba się skuszę, pomimo nie najlepszej recenzji. Mam na czytniku Mroza, Bondę, Chmielarza i kilku mniej znanych autorów, ale żadnego retro kryminału. Dam szansę Duszyńskiemu. Zobaczymy czy te promowane gwiazdy to rzeczywiście takie asy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznij od pierwszego tomu, jest naprawdę przyzwoity. W tej części widać pośpiech, pisanie bez pomyślunku, na zasadzie popiszę trochę, może mi się coś urodzi. W pierwszej części jest koncept, mocny bohater, logika. Tutaj wszystkiego tego brak...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej książki nie przeczytałem, ale jestem świeżo po lekturze najnowszej pozycji innej z omawianych na tym blogu autorek kryminałów, chodzi o Annę Kańtoch i jej ,,Lato utraconych,, , a jest to jedna z najbardziej okrutnych i wstrząsających historii jakie kiedykolwiek na kartach powieści poznałem. Autorce, bardzo sprawnej warsztatowo udało się przestraszyć, utrzymać napięcie przez całą powieść i zaskoczyć w zakończeniu, które to zakończenie, jak i sama intryga jest na szczęście bardzo mało prawdopodobne. Dlaczego na szczęście ? Bo cała ta historia była zbyt okrutna, aby mogła być prawdziwa. Nie zdradzę fabuły, bo to od porwania dziecka wszystko się zaczyna, ale zachowanie porywaczki dziecka jest wręcz nieprawdopodobne. Ilu ludzi, powiedzmy na tysiąc, tak by się zachowało ? Nikt. Podobnie z brakiem pamięci u dziecka, pięciolatek zapomniał kto próbował zrobić mu taką krzywdę ? Też niemożliwe. Dziwna to książka, bo jednocześnie przyciąga i odpycha - no chyba, że właśnie o to autorce chodziło - ale na pewno nie pozostawia obojętnym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Łaska" Kańtoch mi się podobała, ale po przeczytaniu "Wiary", która bardzo mnie zezłościła, przestałam się interesować autorką. Ale może niesłusznie. Bardzo nie lubię nielogiczności w fabule i przeszkadzają mi sytuacje nieprawdopodobne. Luki w pamięci mogą akurat trafić się każdemu, nie tylko pięcioletniemu dziecku, ale jeśli porywaczka zachowuje się bezsensownie?...
      Mam jeszcze paru nowych autorów, których chciałabym wypróbować. Może kiedyś wrócę do Kańtoch.

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o Kańtoch to jej pierwsze kryminały nie podeszły mi, natomiast seria z Krystyną Lesicką (Wiosna i Lato) jest dobra. Co do zachowania porywaczki - to jest wyjaśnione, nawet dość wiarygodnie.

      Usuń
    3. Jeśli tak mówisz, to może jeszcze dam Kańtoch jedną szansę ;-) Ona nieźle pisze, tylko czasem odlatuje ;-)

      Usuń