niedziela, 5 marca 2017

Katarzyna Berenika Miszczuk „Pustułka” Ocena: 2/6



KONESERZY KRYMINAŁÓW SĄ WSZĘDZIE
         O „Pustułce” nie chciało mi się pisać – to książka przeciętna, ze wskazaniem na słaba. Sprowokowała mnie autorka i to ostatnim zdaniem zawartym w podziękowaniach. Podziękowania to w ogóle jakaś szerząca się ostatnio maniera, którą ciężko mi zrozumieć. Pisarze zamieszczają długie jak sznurowadła w Martensach listy osób, „bez których książka by nie powstała”, tak jakby samodzielnie nie byli w stanie sklecić nawet kilku zdań. Katarzyna Miszczuk po złożeniu wyrazów wdzięczności koleżance, redaktorowi, mężowi i teściowej na koniec podziękowała również mamusi – koneserce kryminałów, wyrażając nadzieję, że książka spełni jej oczekiwania i z dumą postawi ją na półce obok ulubionych autorów. Na miejscu mamusi miałabym poważny dylemat. Oczywiście, byłabym dumna, że mojej córce udało się wydać książkę, ale koneserką kryminałów będąc, czy postawiłabym ją z czystym sumieniem na półce obok Agaty Christie? Odpowiedź brzmi – tak, nie zrobiłabym przecież przykrości córce – ale sumienie gryzłoby mnie tak długo, aż w końcu by zjadło. I po co było narażać na takie katusze własną matkę?
         „Pustułka” obiecuje dużo więcej niż daje. Dziesięć osób, plus minus, uwięzionych na maleńkiej wyspie. Co chwila ktoś nowy zostaje zamordowany. Skądś znajome, prawda? Katarzyna Berenika Miszczuk nie potrafi jednak bawić się konwencją, przez co jej powieść trudno uznać za parafrazę „Dziesięciu małych Murzynków” (pozwólcie, że będę używać pierwotnego tytułu, z czasów gdy poprawność polityczna nie ograniczała jeszcze swobody twórczej artystów). W tym wypadku inspiracja przekroczyła dopuszczalne normy i mamy do czynienia z kiepską kopią. Joe Alex w "Zmąconym spokoju Pani Labiryntu" jednak zrobił to lepiej.
         Autorka, mając tak dobry punkt wyjścia, nie potrafi stworzyć atmosfery zagrożenia. Wszystkie postaci są tak jednowymiarowe, demonicznie złe i budzące wstręt paskudnością charakterów, że ich losy kompletnie nas nie obchodzą. A niech sobie umierają, świat nic na tym nie straci. Zakończenie… no niby ujdzie, można przyjąć, że wszyscy tak bardzo zacierali ślady, że policja zadowoli się najłatwiejszym rozwiązaniem. Jednak trudno mi uwierzyć, że śmierć pierwszej osoby mogła zostać zaplanowana. Dopiero przecież na wyspie wszyscy dowiedzieli się, że dziewczyna jest w ciąży. Gdyby nie była – nie istniał żaden powód, żeby ją mordować. Szkoda, że „koneserka kryminałów” tego nie podpowiedziała.
         „Pustułka” to debiut autorki; zaskoczona odkryłam, że od tego czasu napisała już kilka książek. Ta pierwsza jednak, do lektury kolejnych niespecjalnie mnie zachęciła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz