piątek, 11 października 2019

Elena Ferrante SAGA NEAPOLITAŃSKA: „Genialna przyjaciółka”, „Historia nowego nazwiska”, „Historia ucieczki”, „Historia zaginionej dziewczynki” Ocena: 6/6

ICH ŚWIAT, NASZ ŚWIAT
Te książki zasysają jak odkurzacz Dyson.

Jeśli jesteś kobietą, nie masz szans się oprzeć. Jeśli jesteś mężczyzną – możesz, ale po co się stawiać? Daj się wciągnąć.

Piszę o wszystkich czterech powieściach razem, bo jak już się raz zostanie zassanym, to uwolnić się od tego można tylko przez odcięcie od prądu.
 
Pod względem intensywności oferowanych doznań, przenikliwości w opisywaniu świata i znajomości ludzkiej psychiki można Ferrante porównać do Wiesława Myśliwskiego. Włoska pisarka nie dorównuje naszemu Mistrzowi bogactwem języka, ale nikt nie jest doskonały. Ważne, że w niemniejszym stopniu dopisuje jej pamięć.

Ferrante opisuje wydarzenia rozgrywające się we Włoszech, począwszy od lat 50-tych ubiegłego stulecia tak, jakby wszystko działo się wczoraj. Zostajemy wciągnięci w tamten świat i nie mamy żadnych wątpliwości, że tak było naprawdę, że oprócz doznań literackich i emocjonalnych, otrzymujemy również solidną dawkę faktów.

Powieści Ferrante nie mają jednak w sobie nic z edukacyjności, broń Boże. Wielu współczesnych autorów umieszcza akcję swoich powieści w czasach, o których nie mają bladego pojęcia i kształtują obraz epoki według własnych, często mylnych wyobrażeń. Czynią więcej szkody, niż pożytku, gdyż zdecydowana większość czytelników bierze ich wizje za prawdę. Ferrante, podobnie jak Myśliwski, może służyć niemal za historyczne źródło.

Niestety, nie mogę tego powiedzieć o pracy tłumaczki lub redaktorów trzech ostatnich tomów (nie wiem czyj to pomysł), którzy postanowili również „przetłumaczyć” na polski system edukacji we Włoszech. Tłumaczka pierwszego tomu (inna niż pozostałych trzech) nie zmienia rzeczywistości. Dzieci chodzą do 5-letniej podstawówki (zaczynają od szóstego roku życia), potem jest trzyletnie gimnazjum, a potem pięcioletnie liceum (albo zawodówka) i w rezultacie kończą średnią edukację w tym samym, co dzieci polskie wieku. W trzech kolejnych tomach wydaje nam się, że włoski system nagle się zmienił i jest taki sam jak do niedawna w Polsce: 6 + 3 + 3. Jest to o tyle istotne, że naprawdę robi różnicę, czy dziecko przerwa naukę po podstawówce w wieku dziesięciu lat i państwo mu na to pozwala, czy musi uczyć się do szesnastego roku życia, bo taki jest obowiązek. Mnie takie niechlujstwo faktograficzne uwiera, wystarczyło po prostu wyjaśnić wszystko w przypisie.

Przeczytałam wszystkie powieści sagi jeszcze w wakacje, ale ich treść nie uleciała z mojej pamięci. Z głównymi bohaterkami zaprzyjaźniłam się tak mocno, że nawet jeśli zapomnę niektóre epizody z ich życia, zawsze będzie mnie z nimi łączyła silna, emocjonalna więź.

Będę też pamiętać refleksje, do których mnie Ferrante zmusiła, nawet pewnie nie przypuszczając, że dla kogoś w innej części Europy włoskie realia mogą być powodem do takich właśnie rozważań. Zaczęłam się pod jej wpływem zastanawiać, czy już nie pora, aby spojrzeć na okres komunizmu w Polsce z trochę innej perspektywy? Czy już można pozwolić sobie na to, żeby widzieć również pozytywne strony?

Wiem, narażam się. Wiem, minusów było tak wiele, że skutecznie przesłoniły plusy. Ale przecież plusy również były. Czy ktoś zaprzeczy, że błędem była powszechna, darmowa edukacja? Dla wszystkich, jeśli tylko ktoś tego chciał. Lila, genialna dziewczynka z Neapolu, skończyła naukę na szkole podstawowej. Nie mogła się uczyć dalej, ponieważ rodziców nie było na to stać, ale również dlatego, że była dziewczynką. Gdyby była chłopcem, rodzice być może stanęliby na głowie, żeby znaleźć fundusze na naukę tak zdolnego syna.

Czy błędem było równouprawnienie kobiet? „Kobiety na traktory” to może i przesada, ale czy właśnie nie dzięki takim hasłom kobiety uzyskały przeświadczenie, że naprawdę nie są gorsze i wszystko mogą? [tu kolejna dygresja, i to wszystko dzięki Ferrante: gdy komuniści dokonali przewrotu w Afganistanie, to kobiety na tym najwięcej zyskały, na krótko, niestety]. Potem z równouprawnieniem było różnie i teraz mamy parytety, ale czy trochę w tym nie pomogły tamte traktory?

Jestem przekonana, że czytając Ferrante, każdy z was będzie zadawać sobie własne pytania, również te najbardziej osobiste. Pytania, które będą drążyć wasz umysł, dopóki nie znajdziecie odpowiedzi. Tak się dzieje tylko w przypadku genialnej literatury.

Czytajcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz