WIEM, ŻE NIC NIE WIEM
Dużo się tu dzieje, ale ciężko się to czyta.
Potencjał był duży: dobry pomysł, żeby opisać śledztwo nie z punktu widzenia policji, tylko trzech kobiet, które są w jakiś sposób z nim związane. Do tego dochodzą informacje podawane przez media i influencerów. Co nie zagrało?
Bohaterki prowadzą śledztwo, a policja, zdaniem autorki – śpi. Skoro dwie totalne amatorki w dwa dni potrafią zdobyć kluczowe informacje, to policja potrafiłaby to zrobić w trzy chwile. Tak trudno rozszyfrować skąd robione były zdjęcia? Oj, nie docenia pani Śmigielska naszych stróżów prawa.
W połowie książki wciąż nic nie wiem o bohaterkach, nie mam więc do nich żadnego stosunku emocjonalnego, nic mnie nie obchodzą. No może jedna trochę, ale tylko dlatego, że jej dziecko miało wypadek i walczy o życie. O niej wiem trochę więcej, ale wciąż za mało, żeby wzbudzała pozytywne uczucia. Negatywnych też nie wzbudza. Nul. Podejrzewam, że sama autorka też niewiele o nich wie, dlatego są takie tajemnicze. Na samych tajemnicach nie buduje się jednak wiarygodnego rysu psychologicznego postaci.
I to jest mój pierwszy, poważny zarzut do tej książki: wiem, że nic nie wiem. Autorka wrzuca dziesiątki tajemnic, z których zaledwie kilka zostaje rozwiązanych, i to też nie do końca. Naprawdę, to nie jest sposób na budowanie napięcia. Żeby kibicować bohaterom muszę przynajmniej wiedzieć, o co toczy się gra.
Mąż zaginął, ale może uciekł. Zabił, ale może nie zabił. Żyje i się ukrywa, ale może nie żyje. Matka ma coś na sumieniu, ale może nie ma. Co chwila taki dylemat. Czuję się jak dziecko we mgle. Czytam dalej nie dlatego, żeby się dowiedzieć, kto zabił (co powinno być regułą w kryminale), tylko aby się przekonać, czy przynajmniej zakończenie będzie się trzymać kupy (skrzywienie zawodowe recenzenta), co będzie podstawą uczciwej oceny. No niestety, totalnie się nie trzyma.
Tajemnice nie zostały rozwiązane, bo po co? Nie interesuj się niepotrzebnie, czytelniku. Co cię obchodzi, czy mąż został słusznie skazany czy nie? Czy to z tego powodu ofiara szantażowała rodzinę? Dlaczego matka szła w zaparte, skoro okazało się, że syn jest niewinny? Masochistka? Podejrzewam, że autorka sama nie potrafi odpowiedzieć na te pytania.
Jednak dopiero zakończenie zwala z nóg. Na ostatnich dwóch stronach Aleksandra Śmigielska postanowiła totalnie rozwalić system i odwrócić kota ogonem. A jakże, wszystko w imię zaskakiwania czytelnika. Wrzuciła efektowne rozwiązanie, które sypie się jak domek z kart. Dziecko wszystko widziało? I nikt inny? Matka jest kretynką i zabija trupa? Dlaczego to robi? W policji też są sami idioci i w to wierzą? Jakiś patolog w ogóle badał to ciało? A morderca to jaki miał motyw? Przecież dopiero co się od ofiary uwolnił?
Takie zakończenie obraża inteligencję czytelnika, pod warunkiem jednak, że czytelnik taką inteligencję posiada. Sądząc po liczbie wysokich ocen, nie do takiego jednak czytelnika ta książka została skierowana.
Jeśli z natury nie jesteście obrażalscy – to czytajcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz