NA KOLANIE
Wojciech Chmielarz napisał powieść obyczajową. No
cóż, żadna to ujma na honorze. Tylko dlaczego wydawnictwo próbuje wmówić mi, że
to thriller? To pytanie retoryczne, oczywiście. Dobrze wiem dlaczego, i wy też
wiecie.
Gdyby to nie był Chmielarz, porzuciłabym lekturę po
kilkudziesięciu stronach. Dopiero gdzieś w połowie wreszcie coś zaczyna się
dziać, ale nadal się nie klaruje, o co w tym wszystkim może chodzić. Autor
zmusza nas tylko do poznawania kolejnych osób dramatu, nie podrzucając nawet
jednego tropu, dlaczego właściwie nam tę historię opowiada.
„Rana” zupełnie nie sprawdza się w roli powieści
obyczajowej. Co chwila pojawiają się nowe postaci i jest ich tak wiele, że aż to
zaczyna irytować. Żadnej nie mamy okazji przyjrzeć się bliżej. Wszystkie
sprawiają wrażenie postaci pierwszoplanowych, ponieważ każda z nich ma bardzo
poważny problem, i to nie jeden. Jeżeli tych problemów jest kilkanaście (Eli,
jej męża, dyrektorki, jej męża, jej córki, Klementyny, Marysi, Sławka, Gniewka,
Mirka i jego żony), to tak, jakby nie było żadnego. Nie jesteśmy w stanie
przejąć się losami bohaterów na poważnie, bo ich problemy tylko zostały
zasygnalizowane i giną w masie. Relacje między bohaterami siłą rzeczy, ze
względu na objętość książki (nie jest to saga), muszą być potraktowane
powierzchownie. To trochę tak jak z postami
znajomych spamujących na fejsbuku, którzy zarzucają nas setkami czasem nawet istotnych
tematów. Skrolujemy je
tylko, nie zwracając większej uwagi.
Nie przejmujemy się losami bohaterów, ponieważ
żadnego z nich nie poznajemy wystarczająco dobrze, ale również dlatego, że
każda z postaci sprawia wrażenie karykatury, i to zbudowanej według tego samego
schematu. Wszyscy dorośli są odrażający i źli (w mniejszym lub większym
stopniu), wszystkie dzieci są ofiarami tych okropnych dorosłych, którzy w ogóle
nie potrafią się nimi zająć (rodzice, szkoła). Tylko postać Klementyny ma jakiś
potencjał, tu mogłaby się rozegrać walka dobra ze złem, ale autor zbyt wcześnie
zdradza nam jej sekret. Zapewne znajdzie się wielu czytelników, którzy nie
dostrzegą w tej postaci inspiracji bohaterką głośnego reportażu Mariusza
Szczygła, więc przeszłość nauczycielki mogłaby być dla nich zaskoczeniem.
Powieść nie jest też kryminałem (choć trupy
padają), bo nieudolne próby bohaterów, by odkryć sprawcę zabójstwa naprawdę
trudno nazwać śledztwem, nie jest również thrillerem, bo suspensu w niej nie
uświadczysz. Dzieje się tak dlatego, że Chmielarz popełnia klasyczne błędy
debiutantów. Przedstawia kilka razy te same sytuacje z różnej perspektywy, nie
wiadomo w jakim celu, bo druga perspektywa nie wnosi niczego nowego. Po co
opisywać dylematy męża, postaci ewidentnie drugorzędnej, który wylewa żale, że
żona go porzuciła, skoro czytelnik doskonale wie, że wcale go nie porzuciła,
tylko nie żyje? Albo: jeśli dobrze wiemy co dzieje się z zaginionym chłopakiem,
to gdzie jest thrill w jego poszukiwaniach? Autor dorzuca
jeszcze, jakby za mało było grzybków w tym barszczu, aferę reprywatyzacyjną, chociaż
na przebieg akcji nie ma ona żadnego wpływu. To wszystko są zapchajdziury.
Zakończenie pod względem psychologicznym (tylko decyzja
Klementyny) nawet mi nie przeszkadza. Jednak
wymyślając motyw działania mordercy, autor poszedł najbardziej uczęszczanym i
najłatwiejszym szlakiem, takim, który wybierają początkujący autorzy, gdy nie
potrafią znaleźć lepszego rozwiązania. Chmielarz zasadniczo potrafi, ale tym
razem poszedł na skróty. Nie mogę też powstrzymać się przed pytaniem: i co,
policja naprawdę da się nabrać na takie numery? Zupełnie nie wierzę.
„Rana” sprawia wrażenie, jakby była pisana na kolanie.
Jakby wydawca naciskał, domagał się kolejnego bestsellera, więc autor szybko
napisał, zapominając o wszystkim tym, co do tej pory było jego największym
atutem. No i bestseller jest, bo wierni czytelnicy książkę kupili, a że mocno
się rozczarowali? Kogo to obchodzi? Może jednak trochę obejdzie samego autora, który
powinien jednak wiedzieć, że jego czytelnicy mają trochę wyższe wymagania, niż fani
Remigiusza Mroza, i może bardziej się przyłoży do następnej książki?
Taką mam nadzieję. Bo zawsze też można osiąść na
laurach.
Tagi:
Wojciech Chmielarz „Rana”, Chmielarz „Rana” opinie, Wojciech Chmielarz „Rana” recenzja
Wojciech Chmielarz „Rana”, Chmielarz „Rana” opinie, Wojciech Chmielarz „Rana” recenzja
Osobiście odniosłam wrażenie, że ta książka wchodzi dobrze, bo napisana jest mocno "współczesnym", szybkim i prostym językiem. Ale potem, jak człowiek spojrzy na to, ile w tym świecie jest zła... Kurcze, tak nie wygląda rzeczywistość! Fakt też, że tych postaci jest tam po prostu za dużo.
OdpowiedzUsuń