WIĘCEJ TAKICH WILKÓW
Jak ja się
cieszę, że jeden z moich ulubionych autorów znowu wrócił do formy. I to w jakim
stylu!
Jego
poprzednia książka („Góra bezprawia”) bardzo mnie rozczarowała. Przez trzy
czwarte powieści nic się nie działo, a kiedy wreszcie zawiązała się jakaś akcja – książka się skończyła. W mojej głowie, przyznaję ze wstydem, zaczęła pojawiać się
nawet niecna myśl: czy przypadkiem autor nie jest już tak bardzo zmęczony, że
zamierza chyłkiem przejść na emeryturę, bo zaczyna brakować mu pomysłów?
A tymczasem –
takie miłe zaskoczenie. W „Samotnym wilku” pomysłów jest tyle, że można by nimi
obdzielić trzy powieści. Wbrew pozorom to również wada, dlatego zabrałam ocenie
jedną gwiazdkę. Początkowo książka sprawia wrażenie zbioru opowiadań, dopiero
później wątki zaczynają ładnie się przeplatać. Ale to drobna usterka
kompozycyjna, nie zmieniająca faktu, że dzięki takiemu nagromadzeniu przygód
książkę czyta się jednym tchem i nie można się od niej oderwać.
Od dawna też nie
było u Grishama tak pełnokrwistego, przekonującego, pełnowymiarowego bohatera –
faceta z prawdziwymi jajami (chociaż prawnika). Do tego ulubione przez autora
motywy – walka z niesprawiedliwością społeczną, z bezprawiem usankcjonowanym
przez prawo, z państwem policyjnym (tak! takie rzeczy się dzieją nie gdzie
indziej, tylko w gloryfikowanych przez nas, Polaków, Stanach Zjednoczonych) - i
powstaje mieszanka naprawdę wybuchowa.
Wiem, że John
Grisham nie ma zwyczaju kontynuowania losów bohaterów w kolejnych powieściach
(z wyjątkiem serii „młodzieżowej”). Ale może tym razem zrobi wyjątek. Sebastian
Rudd jest osobą, z którą naprawdę chciałabym się jeszcze spotkać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz